Autostop? Nie dziękuję!
Podróżuję dużo. Sama. Najczęściej zabijam nudę słuchaniem muzyki i książek. Ale czasem, gdy czuję się bardzo zmęczona zabieram kogoś na tak zwaną okazję, bo mając towarzystwo łatwiej pokonać mi senność.
Tak było również tego dnia. Gdybym wtedy wiedziała.....
Siódma rano. Trasa A1. Zmierzam z Łodzi do Gdańska. Podążam moim nowiutkim Suzuki na długo oczekiwane wakacje. Właśnie zbliżam się do Włocławka. Oczyma wyobraźni widzę już siebie pijącą mocną kawę na najbliższej stacji benzynowej, gdy nagle kątem oka dostrzegam młodą kobietę, która stoi pod wiatą na przystanku autobusowym i energicznie macha ręką przed maską mijających ją samochodów. Nie zastanawiam się ani chwili.
Myślę sobie: miłe towarzystwo jest dużo lepsze od kolejnej kawy i z całej siły depczę po hamulcach.
Otwieram drzwi.
- Zapraszam, zabiorę panią - mówię jednym tchem.
Widzę jednak, że dziewczyna nieco się ociąga. "Wrodzona inteligencja" od razu tłumaczy mi tę sytuację. Wersja pierwsza: moja potencjalna pasażerka nie chce sprawiać kłopotu innej kobiecie. Wersja druga: nie ufa kierowcom w spódnicy, albo liczyła, że spotka księcia z bajki.
Wersja trzecia: nie ma przy sobie pieniędzy i nie wypada jej nie płacić kobiecie za "podwózkę". Facetowi, to co innego. Ale ja przecież nie chcę od niej ani grosza. Chcę by pomogła mi tylko pokonać zmęczenie rozmową.
- Proszę wsiadać, skoro już się zatrzymałam, to nie na darmo - oświadczam stanowczo.
Jeszcze jedna chwila na zastanowienie, kolejny nieśmiały uśmiech i całkiem ładna blondynka zamyka za sobą drzwi mojego samochodu.
- Dokąd chce pani jechać - zaczynam nasz dialog, najmilszą z możliwych barw mojego głosu. W końcu mamy się "zakolegować" może nawet na najbliższe kilkadziesiąt kilometrów.
- Jak mogę wybierać to do Włocławka, do Młyna - odpowiada moja pasażerka.
Myślę sobie: znam ten hotel. Kilka razy zdarzyło mi się korzystać z usług tamtejszej restauracji. Mają niezłe obiady. Szacuję, że droga na miejsce zajmie mi pół godziny.
- Też lubię to miejsce - mówię i z uśmiechem spoglądam na moją towarzyszkę. Dokładnie mierzę ją wzrokiem. Jest przynajmniej o 20 lat młodsza ode mnie. Błękitna bluzka, eleganckie szpilki, gustowna torebka. Owszem mogłaby nosić trochę dłuższą spódnicę, ale gdybym miała takie nogi też chwaliłabym się nimi. Wygląda mi na kelnerkę, albo recepcjonistkę. Myślę sobie: chwała mi za to, że ją zabrałam.
Mimo słońca poranek jest raczej chłodny. Gdyby nie ja, pewnie spóźniłaby się do pracy. Powstrzymując swoją zawodową ciekawość postanawiam zacząć rozmowę od najbezpieczniejszego tematu, czyli pogody.
- Zimno mówię, pewnie pani zmarzła. Współczuję pani dojazdów do pracy. Ja mam do firmy pięć minut, a i tak się spóźniam - opowiadam.
Ponieważ jestem dobrze wychowana na chwilę zatrzymuję mój monolog, żeby pozwolić dojść do głosu siedzącej obok mnie blondynce. Ale ona tylko się uśmiecha. Bądź, co bądź nieśmiałość to dobra cecha.
Kontynuuję swój monolog. Opowiadam o swojej córce, pracy i samochodach. Ukradkiem, co pewien czas spoglądam na dziewczynę i z każdym słowem jestem coraz bardziej zadowolona z siebie. "Przebijam głową dach", za każdym razem, gdy widzę uśmiech na jej twarzy.
Już mam zamiar zacząć kolejną historyjkę, gdy moja pasażerka przerywa mi niemal w pół słowa:
- Nie musisz się wysilać. Płacisz za hotel i dasz podwójną stawkę to wystarczy. Dwieście złotych dla mnie. Z kobietą jeszcze nigdy tego nie robiłam, ale mężczyżni nie narzekają. Niektórzy wracają kilka razy w roku. Mam na imię Klaudia. Mówmy sobie na ty - mówi blondynka.
Nie wierzę w to co słyszę.
O Boże! - myślę.. - To nie żadna recepcjonistka. Zgarnęłam na trasie prostytutkę. Jezu... jak mogłam się tak pomylić. Moje przerażone oczy znów wędrują w jej stronę. Teraz dopiero dostrzegam, że bluzka ma ogromny dekolt także na plecach, kusa spódniczka ma rozcięcie po sam pasek, a szpilki są tak wysokie, że ja z pewnością szybko wybiłabym sobie w nich wszystkie zęby.
Co mam zrobić? Odwieźć z powrotem?. Natychmiast wysadzić z samochodu? Czuje, jak krew pulsuje mi w żyłach.
- Nie zrozumiałyśmy się - mówię. - Zatrzymałam się, bo wydawało mi się, że jedzie Pani do pracy, że nie ma pani czym wydostać się z tego przystanku. Chciałam panią podrzucić do pracy, czy mam się zatrzymać?
- Jak to? - słyszę podniesiony głos mojej towarzyszki.
- Skoro mnie zabrałaś musisz mi zapłacić i odstawić w tamto miejsce.
Nie obchodzi mnie, że nie jesteś lesbijką. Jak dasz kasę zrobię ci co trzeba nawet tu w samochodzie. Inaczej wzywam chłopaków. Płać natychmiast i zawracaj - krzyczy blondynka.
Zamarłam. Czułam jak zaczynają mi drżeć kolana, dziękuję Bogu, że mam w genach chowanie torebki pod siedzeniem.
Naciskam na hamulec.
- Wysiadaj - krzyczę – Zawołam policję - grożę i wyjmuję z kieszeni telefon.
......
Za każdym razem gdy widzę na poboczu prostytutkę przyspieszam. Zawsze też spoglądam na swoje ręce. Przypominam sobie o śladach po długich pazurach mojej blond towarzyszki, pękniętej szybie i pokopanych drzwiach mojego ukochanego Suzuki. Myślę, że i tak miałam szczęście. Zdążyłam uciec.
Moje wezwanie nie spotkało się z odzewem ze strony policji.
Funkcjonariusz dyżurujący pod numerem 997 nie uwierzył, że dzwonię po pomoc, bo prostytutka nie chce wysiąść z mojego samochodu.
Za każdym razem, gdy mijam prostytutkę.... myślę sobie "Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane"
Dodano: 12 lat temu,
autor:
Kobieta i auto