Toyota Team Classic – amatorski motorsport kwitnie!

MotoPark w Ułężu, to nic innego jak płyta dawnego wojskowego lotniska. Teren jest duży, otwarty. Nawet auta ze zdecydowanie zbyt głośnymi wydechami mogą się tam wyszaleć, ponieważ jakiejkolwiek cywilizacji w najbliższym otoczeniu – brak. Tak duży obszar umożliwił organizatorom wyznaczenie trasy o długości ponad 4 kilometrów, na której zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy, mogą spróbować swoich sił. Poza nami i grupą Toyota Team Classic, w dniu treningowym wzięły też udział inne auta i ich kierowcy. Były to nie tylko profesjonalnie przygotowane zespoły, które przybyły na miejsce lawetami i w pełnej gotowości bojowej do potencjalnych napraw. Nie zabrakło też małych grupek, które dotarły na tor na własnych kołach i w taki sam sposób zamierzały z niego wrócić. Jednak nawet ci przezornie wyposażyli się w podstawowe narzędzia i dodatkowe opony. Nie było problemu z ich zmianą, ponieważ przy wjeździe rozstawił się mobilny warsztat wulkanizatorski, z całym sprzętem niezbędnym do zmiany ogumienia.

Puchar Mediów

Dzięki uprzejmości Toyota Team Classic, mogliśmy wziąć udział w drugiej rundzie Pucharu Mediów. Dwunastu dziennikarzy z polskich mediów motoryzacyjnych miało zasiąść za kierownicami pełnoletnich Toyot Celica GT. Można by pomyśleć, że oklejone „Celiny” szóstej generacji to auta poprzerabiane, jednak nic bardziej mylnego. Jedyne modyfikacje, jakie wprowadził team TTC, to… pozbycie się radia i montaż sportowej zamszowej kierownicy. Na tym przeróbki się zakończyły. Pod maskami znalazły się seryjne dwulitrowe silniki o mocy 170 koni mechanicznych.

Mimo podobnego wieku i specyfikacji, auta te znacznie się różniły, nie tylko kolorem. Przykładowo, bananowo-żółta miała fantastyczne zawieszenie i idealnie precyzyjną skrzynię biegów. Z kolei czerwona po kilkunastu okrążeniach niemal straciła hamulce. Każda z Celic była zupełnie inna i inaczej się prowadziła. To jednak ciekawa odmiana od codzienności. W dzisiejszych czasach większość aut jest wyposażona w całą masę systemów wspomagających kierowcę. ABS, ESP, kontrole trakcji, dołączane napędy. To wszystko ma nam ułatwić życie. Jednak zapewniając nam w ten sposób bezpieczeństwo, odbiera sporo radości płynącej z prowadzenia takiego pojazdu jak właśnie wiekowa Toyota Celica. Surowego, prostego, nie wybaczającego błędów i nie ratującego nas z opresji.

Czas na zabawę!

Słońce rozgrzewało asfalt niemal do miękkości, a na niebie nie było w widać ani jednej chmurki. „Ojjj… opony będą kleić jak złoto!” zacierał ręce Michał Horodeński, szef zespołu Toyota Team Classic, a prywatnie świetny facet i super kolega. Cały team TTC to właśnie… koledzy. Nikt tam nie jest na „pan”, nie ma mowy, by czuć się obco. To po prostu zgraja ekstremalnie zakręconych na punkcie motoryzacji osób, wśród których odnajdzie się każdy, kto benzynę ma we krwi.

Nie ma co ukrywać – pojechaliśmy tam się pobawić i wyszaleć. Misja ta została spełniona w 100%! Treningi rozpoczęliśmy przed godziną 10 i do południa „Celiny” nie miały zbyt wiele czasu, by ostygnąć. W międzyczasie mieliśmy też możliwość zrobienia kilku okrążeń za kierownicą Toyoty GT86, ubranej w sportowe opony. Przy tamtej temperaturze i szorstkim asfalcie, „cywilne” opony prawdopodobnie poddałyby się po dwóch czy trzech kółkach.

Amatorski motorsport w Polsce stawia coraz śmielsze kroki. Większości osób wydaje się, że „samochodowa drabinka” zaczyna się od czystej amatorszczyzny w postaci sobotnich gokartów, później jest długo, długo nic, a potem mamy do czynienia już z profesjonalnym motorsportem. Nic bardziej mylnego! „Po drodze” jest jeszcze całe mnóstwo okazji do zabawy, nauki, czy po prostu wyszalenia się na torze. I wbrew pozorom nie są to zabawy abstrakcyjne pod kątem finansowym. Chcąc przejeździć pełen sezon w zawodach Classicauto Cup, trzeba przygotować około 20 tysięcy złotych. Za tą kwotę spokojnie kupimy auto takie, jak Toyota Celica GT, zabezpieczymy się na wypadek awarii samochodu (które z pewnością wystąpią), a także opłacimy wpisowe, dojazdy itp. Może nie jest to mało, ale frajda, jaką daje wyszalenie się na torze, jest bezcenna dla osób lubiących szybką jazdę. Poza tym jeździmy w kaskach, więc prawdopodobieństwo zrobienia sobie krzywdy na torze jest stosunkowo małe. A po co ślęczeć przed konsolą, grając w „samochodówki”, skoro można to samo zrobić w prawdziwym życiu?