Na ulicach możemy spotkać Musso, które wyszło jeszcze spod znaku Daewoo. Jak bardzo to auto się zmieniło po powrocie do swojej rodzimej marki?
Pick-up to rodzaj nadwozia, które kojarzone jest bardziej z amerykańską farmą, niż polską wsią. Mimo to, na naszym rynku, mamy dostępnych kilka modeli owego nadwozia. SsangYong Musso, to propozycja, która jak zawsze w przypadku tej marki, miała być tanią alternatywą dla konkurencji. Występuje tylko w nadwoziu wiejskim (pick-up) z pełną kabiną pasażerską. Wygląd samochodu nie zmienił się bardzo od czasów Daewoo. Do słupka C samochód przypomina nadal znane nam już Musso. Mało masywny przód i skośne reflektory to koreański styl sprzed 15 lat. Samochód przodem nie przypomina terenówki. Jest raczej czymś pomiędzy osobówką, a terenówka. Całe sedno to duża krypa z tyłu. Patrząc na Musso z tyłu, możemy posądzić je o właściwości terenowe. Wymiary auta to 4935 mm długości, 1864 mm szerokości i 1760 mm wysokości. Generalnie rzecz ujmując, nie jest to brzydki samochód, ale za mało odświeżony. Swoim wyglądem nie zachwyca. Konkurencja postarała się dużo lepiej.
Wnętrze, to w pewnych sensie, znane rozwiązanie z innych modeli SsangYonga. Wszystko wydaje się dość przejrzyste i poukładane, wręcz proste jak budowa cepa. Ergonomia jest dobra. Jednak wszystkie elementy są tu okrojone do kompletnego minimum. Zacznijmy od zegarów. Ich wygląd jest po prostu zwyczajny i tak jak linia nadwozia, modnie wyglądały jakieś 15 lat temu, kiedy to obrotomierz był dodatkiem, a nie standardem. Konsola środkowa łączy się z zegarami tworząc jedną bryłę kokpitu. Na samej górze umieszczono nawiewy, a pomiędzy nimi elektroniczny zegarek, rodem z Lanosa, czy Nexii. Poniżej znajdziemy całe mnóstwo przycisków, a wśród nich sterowanie przeniesienia napędów. Niżej znajduje się półautomatyczna klimatyzacja, która swoim wyglądem, jest niewątpliwie reliktem przeszłości. Przyciski połączone z suwakami, kojarzą się raczej z Oplem Kadetem, niż z samochodem, który możemy kupić w 2006 roku. Pod panelem klimatyzacji umieszczono radio (na kasety lub płyty) wraz z kieszenią na drobiazgi.
Po zajęciu miejsca mój wzrok przykuła duża kierownica. Jest wręcz olbrzymia i zaprojektowana topornie. Podczas jazdy czułem się jak prawdziwy ,,traker" mahający kołem sterowym. Jednak duże gabaryty nie przeszkadzają w prowadzeniu samochodu. Dużo gorzej wygląda wystający, jak pałąk, drążek zmiany biegów. Jest to raczej wajcha, która drga, jak jej silnik zagra. Nie jest to estetyczne. Niewątpliwym plusem Musso są siedzenia. Kierowca i pasażer podróżować będą wygodnie. Siedziska są dobrze wyprofilowane, a pozycja za kierownicą pozwala na komfortowe podróżowanie. Na tyle zalecam podróż wyłącznie dla dwójki pasażerów. Mimo dobrego wyprofilowania, kanapa nie jest za duża. Oparcie jest prawie pionowe, a osobę siedzącą na środku chroni tylko pas biodrowy. Czyżby znowu powrót do przeszłości. Przestrzeni w kabinie nie brakuje. Oczywiście traci na tym tylna krypa, ale pamiętajmy, że nie jest to auto stryk te użytkowe.
Pod maską SsangYonga Musso pracuje sprawdzona jednostka. Silnik produkowany jest na licencji Mercedesa. Oczywiście jest to diesel o pojemności 2,9 litra, którą uzyskano z pięciu cylindrów. Moc tej jednostki nie jest imponująca. Całe 120 KM zdaje się być śmieszną ilością wśród najnowszych diesli. Tu jednak mamy starą konstrukcję, której możemy być pewni, że nas nie zawiedzie. W końcu pochodzi ze Stuttgartu. Maksymalna moc dostępna jest przy 4000 obr./min., a przy 2400 obr./min. osiągamy maksymalny moment obrotowy, który wynosi 255 Nm. Po tych parametrach można wywnioskować, że postawiono na moc, a nie dynamikę. Prawie dwutonowe auta rozpędza się do ,,setki" w 16,4 sekundy. Wynik gody początku lat ’90, ale zważywszy na gabaryty i przeznaczenie samochodu to wynik, powiedzmy, przeciętny. Po tej dawce parametrów, nie będzie szokiem, że prędkość maksymalną ograniczono do 151 km/h. Gdy zatrzymamy Musso, spod maski dobiega, typowy dla starych diesli, klekot, który przypomina nam o pochodzeniu silnika. Zużycie paliwa plasowało się na przyzwoitym poziomie. Średnio Musso potrzebowało 9 litrów ropy na 100 kilometrów.
Manualna skrzynia biegów posiada pięć przełożeń. Są one dobrze dopasowane do charakterystyki silnika. Przełożenia powodują, że napęd Musso jest ,,silny". Sam lewarek, jak pisałem wcześniej, niezbyt elegancko wystaje spomiędzy siedzeń. Mimo, że łatwo się nim operuje, to biegi wchodzą dość topornie, a wajcha przenosi wszystkie drgania z silnika, zwłaszcza na biegu jałowym. Niestety Musso nie występuje z automatyczną skrzynią biegów, a szkoda.
Wszystkie modele z rodziny SsangYong’ów mają stały napęd na tył. Gdy zechcemy zjechać na bezdroża, za sprawą jednego przycisku na konsoli środkowej możemy dołączyć oś przednią lub użyć reduktora. Elektroniczne sterowanie przełączaniem napędu bywa zawodnie. O wiele lepiej sprawuje się mechaniczna przekładnia. Jednak, gdy już zdecydujemy się na odrobinę szaleństwa poza asfaltem nie będziemy zawiedzeni. Zbudowany na ramie, pick-up doskonale radzi sobie na nierównościach, błocie, czy sporych wzniesieniach. Zawieszenie skutecznie pokonuje trudny teren. Trochę gorzej jest z prowadzeniem samochodu na utwardzonej drodze. Przy większych prędkościach autem buja, a przy gwałtownych manewrach delikatnie, ale niebezpiecznie zarzuca. Gdy zrezygnujemy ze sportowych aspiracji i unormujemy swoją jazdę, podróż będzie komfortowa. Nie zapomnijmy, że Musso ma mocny silnik i napęd na tył, co może zakończyć się niechcianym, ale efektownym slajdem.
SsangYong Musso, wbrew pozorom nie jest złą propozycją na rynku. Ma przestarzały wygląd, stary, ale sprawdzony silnik. Największym plusem jest jazda w terenie. Na tym tle konkurencja wypada słabiej, zważywszy, że nie jest ona duża (cztery pick-up’y na polskim rynku). Musso występuje w jednej wersji - ,,Sport". ABS i jedna poduszka powietrzna to nie jest szczyt bezpieczeństwa. Skrzynia ładunkowa też nie imponuje rozmiarami - 118 cm długości, 147,5 cm szerokości i trochę ponad pół metra głębokości, ale na parę stogów siana, czy małego quada wystarczy. Musso to wydatek 97 000 złotych. Konkurenci są drożsi. Chcąc kupić Musso nie analizujemy zbędnych tabelek z wyposażeniem, czy dopytujemy się sprzedawcę o dodatkowe opcje. Jedyna decyzja to ewentualna dopłata do lakieru metalizowanego, która wynosi 2900 zł. SsangYong udziela nam gwarancji na 100 000 kilometrów lub 3 lata, a na perforacje nadwozia 6 lat. Zatem dla kogo Musso? Zapewne dla ludzi praktycznych, którzy nie przywiązują uwagi do wyglądu, lub przeciwnie, tęsknią za samochodami z początku tal ’90. Dla ciekawych, którzy zastanawiają się skąd na zdjęciach, za samochodem, wzięły się kłęby dymu, odpowiadam, że auto miało za mały poziom oleju, od którego nie zapaliła się kontrolka ostrzegawcza. Wniosek? Pamiętajmy, że nie mamy auta, które naszpikowane jest elektroniką, a tylko kilkoma czujnikami, do tego czasami zawodnymi.