Saaba nie należy zatem traktować jako samochodu, ale raczej jako stan umysłu

Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego tak ciężko jest samemu wykonać remont mieszkania? Co sprawia że przywrócenie stanu zdatności do użytku naszym czterem ścianom stanowi wyzwanie na miarę ustawienia godziny na naszym odtwarzaczu i dlaczego potrzebny jest do tego co najmniej doktorat z fizyki molekularnej?

Kiedy przychodzi moment, w którym stwierdzacie, że nie dacie już dłużej rady na trzeźwo patrzeć na wasze miejsce zamieszkania bez przyprawiania się o mdłości zapada decyzja o remoncie. Mój „moment” zaskoczył mnie tuż przed świętami Bożego Narodzenia, z tym, że mdłości dopadły moją żonę i to ona podjęła męską decyzję o zmianie otoczenia. W związku z moim patologicznym skąpstwem stwierdziłem, że nie dam zarobić byle jakim budowlańcom i sam zakasam rękawy przywracając mojej świątyni spokoju jej dawny blask. Naturalną koleją rzeczy skończyło się na tym, że ściany, które wcześniej miały w miarę gładką fakturę, po mojej interwencji są pełne wzniesień i dolin mogących śmiało konkurować z Beskidem Żywieckim. Cała reszta naszego miłego i ciepłego – do tej pory – gniazdka również zamieniła się w poligon doświadczalny, na którym testowałem moje zdolności.

Stan naszego mieszkania wskazywał bezsprzecznie, że robotę, którą powinni zajmować się fachowcy wykonał amator. Panele, w które wyposażyłem nasze podłogi były ze sobą spasowane tak dokładnie, że bez problemu mógłby się pomiędzy nimi przecisnąć Wojciech Mann, otwory, które wywierciłem pod kołki rozporowe miały wielkość kraterów na księżycu a półki, które samodzielnie wykonałem były tak proste jak budynek Muzeum Guggenheima w Bilbao.

To wszystko, naturalną koleją rzeczy prowadzi mnie do Saaba 93, którego testowałem przez kilka dni. Szwedzki producent, jak w prawie każdym swoim modelu zaprezentował tu bogate pokłady wyobraźni, z którymi równać się mogą jedynie arabskie pokłady piasku. Jak zwykle wsiadając do Saaba natknąłem się na udziwnienia, które choć – z punktu widzenia ergonomii – logiczne to sprawiają trochę kłopotów osobom nieprzyzwyczajonym do odstępstw od normy. Choćby stacyjka! W każdym innym wozie projektowanym zgodnie ze „sztuką” znajdziecie ją w kolumnie kierownicy, ale Szwedzi pomyśleli nad tym przez chwilę i doszli do wniosku, że nie jest to wygodne, więc zamiast pochylając się wyginać rękę w łokciu, wystarczy ją wyprostować umieszczając kluczyk w stacyjne położonej pomiędzy fotelami.

Mówiąc o fotelach muszę wspomnieć o pierwszym rozczarowaniu, którym te niewątpliwie są. Materiał pokrywający siedziska w moim egzemplarzu był chyba zdjęty prosto z krowy i włożony do samochodu niewłaściwą stroną do góry. Cały czas miałem wrażenie, jakbym siedział na wciąż żywym i w dodatku intensywnie perspirującym zwierzęciu. Ponadto problemem jest kwestia trzymania bocznego, które w tych fotelach nie występuje, tak, jakby projektanci nie przewidzieli, że auto może jeździć po tak niezwykle skomplikowanej konstrukcji jak zakręt. Równie mocne trzymanie występowałoby, gdyby zamiast foteli wstawiono do Saaba ławkę z parku.

Niewątpliwą zaletą Saaba jest przestrzeń jaką oferuje wnętrze pojazdu. Niestety nie chodzi mi tutaj o miejsce na nogi, ponieważ tego na tylnej kanapie jest równie dużo, co w za ciasnych butach. Wrażenie przestrzeni pojawia się, kiedy spojrzycie w górę. Ilość miejsca nad głową kierowcy jest wręcz imponująca. Podobne odczucia budzi zazwyczaj w człowieku wejście do bazyliki Św. Piotra w Watykanie. Tym samochodem mógłby obecnie jeździć Abraham Lincoln i to bez ściągania swojego cylindra.

Prowadzenie modelu 93 jest przyjemne pod warunkiem że jesteście umięśnieni jak Mariusz Pudzianowski i lubicie chodzić, trzymając w wyciągniętych przed siebie rękach średnich rozmiarów kasę pancerną. Przednia oś jest obciążona ciężkim silnikiem diesla co sprawia, że jadąc miałem wrażenie, że środek ciężkości jest daleko przed samochodem, jakby do przedniego zderzaka przytwierdzono meblościankę. Każdy zakręt przy prędkości przekraczającej 30 km/h pokonuje się ze znaczącym wysiłkiem. Auto nie daje nawet na chwilę nadziei na to, że jazda po ciasnych ulicach miast mogłaby być dynamiczna. Takie rozwiązanie dość dobrze sprawdza się natomiast w trasie, ponieważ auto dzięki takiemu ciężarowi nie ma tendencji do myszkowania po drodze.

Spore wrażenie na kierowcy robi silnik. Serce egzemplarzu, który testowałem stanowiła jednostka wysokoprężna o pojemności 2.2 litra, i generująca moc około 120 KM. Taka ilość koni nie jest może ilością ogromną, tym bardziej, że musi sobie poradzić z samochodem ważącym z kierowcą ponad 1,4 tony, jednakże sposób dostarczania tej mocy na koła jest dość zaskakujący. Auto już od 1900 obrotów zalewa kierowcę falą momentu obrotowego kończącego się przy końcu skali więc w każdym zakresie samochód potrafi przyspieszać w dość zdecydowany, choć nie gwałtowny sposób. Jadąc na trasie nie trzeba nawet redukować biegu aby wyprzedzać. I tutaj pojawia się kolejny niedostatek Szweda – skrzynia biegów. Auto potrafi się rozpędzić do 200 km/h jednakże powyżej 140 km/h rozpędzanie nie przychodzi już tak łatwo. Przypomina to trochę walkę o rozpędzenie żaglowca – rozwijamy wszystkie żagle, dajemy mu możliwości i czekamy aż natura ześle odpowiednio silny wiatr. Saab 93 z silnikiem 2.2 TiD wręcz prosi się o inaczej zestopniowaną skrzynię biegów dysponującą również 6-tym biegiem.

Jakość wykonania Saaba również pozostawiała wiele do życzenia. Materiały użyte do wykonania wnętrza były spasowane jak panele w mojej podłodze, a cała reszta wyglądała jak wynik mojego eksperymentu z samodzielnym remontem. Jeżdżąc tym autem odnosi się wrażenie, że ludzie, którzy go projektowali byli amatorami, zupełnie jak ja. To trochę tak, jakby dać dziecku klocki lego i kazać mu zbudować auto. Jego wyobraźnia podsunie mu wiele pomysłów, na które nie wpadłby żaden dojrzały, dorosły projektant, ale trzeba pamiętać, że projektanci Saaba zawsze kroczyli własnymi ścieżkami. Ich pomysły są zawsze inne niż całej reszty producentów. Saaba nie należy zatem traktować jako samochodu ale raczej jako stan umysłu, w którym nie ma miejsca na dorosłość, powagę i roztropność ale jest wiele miejsca na pomyłki, błędy i naukę samodzielności. Niestety tak samo jak w przypadku remontu, tak i tutaj nieodzownie skończy się to zatrudnieniem specjalistów, którzy będą musieli posprzątać po nas zabawki.

Dodano: 9 lat temu,
autor: Maciej Weber,
zdjęcia: Materiały prasowe Saab
Zobacz inne artykuły
Bezpieczeństwo w Mazda CX-60 – czyli systemy wspomagające i ochrona
Chcesz poczuć się jak właściciel ponad 3000 aut, których nie musisz naprawiać ani ubezpieczać? Takie rzeczy tylko w Traficarze
Okazje ze Stanów mogą być pułapką, ale nie muszą. Oto, jak sobie z nimi radzić
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje Politykę prywatności .