Tani, ale z charakterem - Chevrolet Cruze

Próby nadania zadziornego charakteru tanim samochodom niemal nigdy nie kończą się dobrze. Zazwyczaj bowiem owa taniość, objawiająca się pływającym zawieszeniem, ospałymi silnikami i plastikowo trzeszczące aluminium na desce rozdzielczej, zbyt kontrastują z ideą nietuzinkowego auta. Tym większym zaskoczeniem było dla mnie spotkanie Cruze'm.

Będę szczery – nie darzyłem nigdy tego samochodu szczególną sympatią. Między innymi ze względu na wygląd, szczególnie wersji hatchback, który zupełnie do mnie nie przemawiał. Zwłaszcza kształt tylnej części nadwozia zawsze uważałem za… odważne posunięcie. Kiedy

jednak stanąłem z nim oko w oko… Zacznijmy może od przedniego pasa, który niezbyt mi się w Chevroletach podobał. Tutaj jednak ostentacyjnie wielki grill i zdobiący go ogromny znaczek firmowy zdają się całkiem dobrze współgrać z zadziornymi reflektorami i tworzą interesującą całość. Garbaty tył samochodu znacznie trudniej polubić, ale – patrząc na niego przychodzą na myśl auta z nadwoziami shooting break. Takimi kombi udającymi coupe, albo na odwrót. Spójrzcie na Chryslera Crossfire’a, albo na stare BMW Z3 coupe – da się zauważyć pewne podobieństwo, prawda?

Największe zaskoczenie czekało na mnie jednak w środku – spodziewałem się otoczenia twardym, czarnym plastikiem na granicy skrzypienia, a zastałem… cóż, plastik, ale bardzo sprytnie zamaskowany. Przede wszystkim w Cruzie nie popełniono błędu innych „przystępnych cenowo” hatchbacków – nie ograniczono się tylko do plastiku w kolorze czarnym. Konsola środkowa pokryta jest w większości jego odmianą w kolorze srebrnym, pokrytym dodatkowo wzorkiem przypominającym trochę strukturę plastra miodu. Dzięki temu zabiegowi plastik ten wygląda dwa razy lepiej i sprawia bardzo pozytywne wrażenie. Innym, jeszcze bardziej zaskakującym

rozwiązaniem, jest tapicerowana deska rozdzielcza! Pionowy jej pas pokryto taką samą tkaniną jak siedzenia, co do tej pory spotkać było można na przykład w samochodach Lancii, ale nie w tanich kompaktach. Dzięki temu zabiegowi wnętrze wygląda bardzo korzystnie, a znalezienie twardych plastików wymaga oderwania pleców od siedziska, czego większość osób nie zrobi, bo i po co. Tym, którzy mimo wszystko lubią to robić spieszę donieść, że są one miłe w dotyku i nie zdradzają oznak złego spasowania, podobnie jak pozostałe elementy wnętrza. Sama kabina jest przestronna w obu rzędach siedzeń, a bagażnik o pojemności 413 l stawia Cruze’a w czołówce klasy.

Dalszy ciąg pozytywnych wrażeń czekał mnie po ruszeniu. Silnik wydaje z siebie zaskakująco twarde dźwięki, których wydech nie zamierza w pełni tłumić, co daje poczucie podróżowania autem o zadziornym charakterze. Dobrze do niego pasuje skrzynia biegów, która z pewnością nie oferuje wyjątkowej precyzji, ale krótki lewarek i gruba skórzana gałka sprawiają, że „mieszanie” nim sprawia przyjemność. Jest to spory plus, jeśli weźmiemy pod uwagę, że sięgać do niego będziemy często. Testowana, najmocniejsza odmiana benzynowa z silnikiem 1,8 l i mocy 141 KM, niestety, rozczarowuje dynamiką. Sprint do „setki” w 10,1 s nie imponuje, podobnie, jak charakterystyka silnika. Jest on bardzo słaby na niskich obrotach, przez co, jeśli nie dodamy mu mocno gazu przy ruszaniu, wprawia on całe nadwozie w wibracje. Jeśli zaś planujemy wyprzedzanie, upewnijmy się, że silnik ma przynajmniej 4000 obr./min – poniżej tej wartości reakcja na gaz jest bardzo mozolna. Jeśli ktoś chciałby, aby dynamika jednostki napędowej dorównywała zadziornej stylistyce, powinien zainteresować się topowym dieslem – 163 KM pozwalają na rozpędzenie Cruze’a do 100 km/h w 8,5 s. Z pewnością obejdzie się on ostrożniej z paliwem, niż wersja benzynowa, która według producenta powinna spalić w ruchu miejskim 8,9 l. W praktyce jednak, podczas dynamicznej jazdy, musimy doliczyć do tego przynajmniej dwa litry.

Mocniejszy silnik z pewnością nie nadwyręży możliwości zawieszenia, które zapewnia całkiem niezły kompromis między prowadzeniem, a komfortem jazdy. Ten drugi jest o tyle wart wzmianki, że testowane auto poruszało się na 17” alufelgach, które w polskich warunkach bywają, w niektórych autach, zbyt dużym wyzwaniem dla kręgosłupów podróżujących. Zbalansowany jest również układ kierowniczy – nie zapewnia wyjątkowej precyzji, ale daje kierowcy zadowalające pojęcie o tym, co robią przednie koła, a przy tym działa na tyle lekko, że manewrowanie po ciasnych parkingach jest łatwe i przyjemne.

Czy Cruze ma jakieś poważniejsze wady? Raczej ciężko jest jakąś wskazać. Poza przeciętną widocznością do tyłu można jedynie mówić o drobnych rzeczach, które irytują. Na przykład o automatycznej klimatyzacji, która nie dość, że jednostrefowa, to jeszcze jej wskazania można zobaczyć tylko zamiast tych od nawigacji lub systemu audio. Czy tak trudno było wygospodarować odrobinę miejsca na dużym ekranie dla informacji dotyczących klimatyzacji? Najwyraźniej tak i w czasie jazdy musimy zdecydować, czy chcemy mieć podgląd mapy, czy móc w każdej chwili sprawdzić wybraną temperaturę. Skoro już mówimy o klimatyzacji, nawigacji i tym podobnych, to testowany egzemplarz wykazywał kilka dziwnych zachowań. Klimatyzacja, nawet jeśli auto było wychłodzone, kilka razy po włączeniu silnika zaczynała pracować na najwyższych obrotach i nawet po dłuższej chwili nie chciała zmniejszyć siły nawiewu – dopiero zrobienie tego ręcznie i ponowne przejście w tryb automatyczny przywracało ją do porządku. Jeszcze bardziej kapryśny był system audio, który wielokrotnie nie chciał odczytywać płyt – albo twierdził, że nie ma żadnej w czytniku, albo ją wykrywał, ale nie chciał odtworzyć, a w każdym z tych wypadków nie chciał płyty oddać. Nie pomagało ani wyłączanie radia, ani nawet samochodu – trzeba było zwyczajnie przeczekać „zły humor” napędu CD. Małe zastrzeżenie można mieć również pod adresem nawigacji, ponieważ nie pozwala ona na wybranie punktu docelowego w czasie jazdy. To akurat świadome działanie programistów, mające dbać o bezpieczeństwo, ale szkoda, że nie przewidzieli sytuacji, w której pasażer może zająć się obsługą nawigacji.

Ogólnie rzecz biorąc Cruze to kawał porządnego i całkiem sympatycznego samochodu. Może wykończenie wnętrza, pomimo godnych pochwały starań projektantów, nie przystaje do europejskiej konkurencji, podobnie jak silnik o bardzo przeciętnej dynamice, ale to drobiazgi, jeśli tylko spojrzymy na cenę kompaktowego Chevroleta. Jest nasz już za 48 tys. zł, za którą to kwotę dostaniemy 124 KM, 6 poduszek, ESP, radio z CD/MP3, komputer pokładowy oraz elektrycznie sterowane szyby i lusterka. Testowana, topowa wersja wyposażeniowa oferuje dodatkowo klimatyzację automatyczną, tempomat, 17” alufelgi, nawigację, skórzaną kierownicę oraz czujniki cofania, deszczu i światła. Zapłacimy za nią niecałe 67 tys. zł, co, jeśli spojrzymy na europejską konkurencję, jest prawdziwą okazją. Jeśli zatem szukacie kompaktowego hatchbacka z charakterem i w rozsądnej cenie, konicznie zajrzyjcie do salonu Chevroleta. Cruze ma swoje wady, ale mimo tego potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć.

Dodano: 11 lat temu,
autor: MichalDomanski
Zobacz inne artykuły
Bezpieczeństwo w Mazda CX-60 – czyli systemy wspomagające i ochrona
Chcesz poczuć się jak właściciel ponad 3000 aut, których nie musisz naprawiać ani ubezpieczać? Takie rzeczy tylko w Traficarze
Okazje ze Stanów mogą być pułapką, ale nie muszą. Oto, jak sobie z nimi radzić
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje Politykę prywatności .