VW Lupo - zapomniany

Czy jest sens wywalać kupę szmalu na samochód, w którym nawet dzieci będą krzyczeć po dłuższej przejażdżce na tylnej kanapie? Nie - Volkswagen zdecydował za Polaków i zrezygnował z oficjalnej sprzedaży Lupo na naszym rynku. Za to teraz import to nie problem i można je kupić za rozsądną cenę z drugiej ręki. Może tym razem jest sens to zrobić?

Przez kilka pokoleń najmniejszym modelem Volkswagena było Polo. Z każdą kolejną generacją sukcesywnie tyło i ostatecznie mogło nawet spełniać rolę auta rodzinnego. Przynajmniej u nas, bo zachodni sąsiedzi zastanawiali się raczej czym różni się od koszyka na zakupy, niż co by tu zrobić, żeby w bagażniku zmieściła się walizka na wczasy. Jeszcze ciekawiej zrobiło się, gdy w 1998 roku do produkcji wszedł Lupo – pierwszy typowy mieszczuch niemieckiego koncernu. U nas zarówno 10 lat temu, jak i teraz większość osób robi dziwną minę, gdy usłyszy jego nazwę – model jest dość egzotyczny. Z kolei na zachodzie cieszy się opinią małego, stylowego samochodu. No właśnie – stylowego. Lupo nie był ani tani, ani masowy, dlatego nie podbił rynku. Był dodatkiem do broszki na sukience lub spinki do krawata, który miał ułatwiać poruszanie się w miejskim gąszczu.

Wóz był produkowany tylko w jednej wersji nadwoziowej, która kubaturą do złudzenia przypomina Fiata Cinquecento. Jego bliźniaczą konstrukcją jest tańszy Seat Arosa. W czym tkwi haczyk? W sumie tylko w tym, że Seat jest mniej elitarny od Volkswagena, przynajmniej w oczach tego koncernu. Przez to Arosa kosztuje mniej i jest skrzywdzona przez designerów – Lupo wygląda nowocześniej, choć trudno oprzeć się myśli, że gdyby Smurfy szukały do swojej wioski roboczego samochodu, to skusiłyby się właśnie na ten model. Jego projekt jest wyjątkowo sympatyczny, ale testowy egzemplarz dotknęła tunningowa ręka właściciela – tradycyjne modele są spokojniejsze. Wysoka cena samochodu musi coś za sobą kryć – i kryje. Może niekoniecznie bogate wyposażenie standardowe, bo w tym egzemplarzu nawet zamiast tylnej wycieraczki znalazła się zaślepka, ale jeśli chodzi o jakość wykonania to śmiało można powiedzieć, że Volkswagen się spisał. W celu zmniejszenia masy maskę, drzwi i błotniki wykonano z profili aluminiowych. Usterki to w zadbanych egzemplarzach pojęcie zupełnie obce. Najczęściej zawodzi uszczelnienie silnika, dlatego może wyciekać z niego olej, zdarzają się też awarie immobilizera i szybko zużywające się łożyska przednich kół – te ostatnie niestety są drogie.

Jedną z lepszych kart przetargowych w tym aucie są silniki. Pod maską można znaleźć zarówno nudne jednostki, których zadaniem jest oszczędzanie ropy naftowej na świecie i zdrowia psychicznego ekologów, jak i żwawe motory benzynowe, które oferują namiastkę sportu. Jeśli chodzi o te pierwsze – tu mały Volkswagen może pochwalić się nawet małym sukcesem, bo dostał nagrodę Engine of The Year za przyjazną środowisku konstrukcję. Diesel 1.2l TDI może i nie poraża mocą 61KM, ale za to zużyciem paliwa już tak – i to pozytywnie. Ciężko będzie osiągnąć deklarowane przez producenta 3l/100km, ale spokojnie da się nim zejść poniżej 4l. Niestety jest dość głośny i na trasie będzie cierpiał tak, jak jego użytkownik – jednak jest za słaby. Za to w mieście sprawdzi się idealnie dzięki dość dobrej elastyczności i jak na tak miniaturową pojemność świetnej dynamice przy niewielkich prędkościach. Sam fakt, że Lupo 3L ceną w salonie konkurował z większym o dwie klasy VW Golfem dodatkowo podkreśla jego wyjątkowość. Do tego teraz jest w końcu tańszy. Często spotykaną konstrukcją pod maską jest diesel 1.7l SDI o mocy 60KM – głównie dlatego, że jest stary i stosunkowo tani. Dynamika to pojęcie obce w tej jednostce, ale nadrabia ją trochę elastycznością. Lepiej poszukać mniejszego, ale mocniejszego 1.4l TDI 75KM. Jest naprawdę dobry, bo nawet na trasie nie będzie zbyt męczący, a mimo to oszczędny. Wrażenia akustyczne – niestety słychać go dość dobrze w kabinie. Oszczędniejsze dla uszu i przeważnie szybsze są motory benzynowe. Kilka najsłabszych, 1.0l 50KM oraz 1.4l 60KM i 75KM jest porównywalnych do diesli i w razie czego warto je wziąć tylko dlatego, że są tańsze w zakupie i cichsze. No, może z wyjątkiem tego pierwszego, bo sen za kierownicą często kończy się spotkaniem ze Świętym Piotrem, a to spora wada. Dla mocniejszych wersji nie ma już alternatywy w jednostkach wysokoprężnych – 1.4l 100 i 105KM generują naprawdę przyzwoite osiągi, bo autko jest lekkie. Dla tych, którzy marzą o Golfie z emblematem „GTI", ale nie zamierzają rozstać się na aukcji z jednym z płatów swojej wątroby znajdzie się coś specjalnego – Lupo GTI. Ma 125KM i 1.6l. Podobnie jak wersja 3L, GTI trochę różni się detalami nadwozia od szarej reszty, i również podobnie jak 3L – jest dość drogi i rzadki. Każda wersja Lupo ma stosunkowo twarde zawieszenie, ale dzięki temu dobrze się prowadzi. W połączeniu z precyzyjnym układem kierowniczym szczególnie w tej najmocniejszej konfiguracji może dać sporo frajdy z jazdy.

Wnętrze, jak to w Volkswagenach, jest ponure i co gorsze – na drzwiach straszą gołe blachy. Śmiało można jednak powiedzieć, że pomimo plastików, które powstały z przetopienia butelek po wodzie mineralnej, sam projekt jest całkiem ładny. Zegary są umieszczone w tubach i zawierają wszystkie wskaźniki – włącznie z tym pokazującym temperaturę płynu chłodzącego, który ostatnio jest coraz rzadszym gościem. W standardowych autach, których nie skrzywdził właściciel, kierownica jest trójramienna i dobrze leży w dłoniach – do tego nie jest skopiowana z innych modeli koncernu. Dla wielu osób w takim aucie ważne będą pewnie schowki. Tu nie ma ich za wiele, a kieszenie w dość dużych drzwiach są małe. Za to przez całą szerokość wnętrza pod konsolą ciągnie się praktyczna półka, na którą można nawrzucać różne drobiazgi. Ma ona jednak zasadniczą wadę – pełni też rolę schowka przed pasażerem. Nie jest zamykana, trochę za płytka i chętnie przyciągnie jakiegoś idiotę w kominiarce, gdy położycie na niej cokolwiek, co przypomina portfel. Co do miejsca pracy kierowcy – fotele są wygodne i obszerne, jak na tak mały samochód. Możliwości ich regulacji też są większe niż u tańszej konkurencji, a miłośnicy sportowego stylu będą zadowoleni, bo można ustawić je dość nisko. Całokształt trochę psują dwie rzeczy: lusterka mogłyby być większe. To auto do miasta, a nie na tranzyt międzykontynentalny. Ponadto panel sterowania nawiewem jest upchnięty dość głęboko pod konsolą i do jego obsługi mile widziane są długie ręce. W tylnej części nadwozia jest oczywiście ciasno, ale co z tego – to auto takie ma być. Co ciekawe VW nie zapomniał o „szczęśliwcach", którzy zajmą tam miejsce - po bokach tylnych foteli umieszczono spore i praktyczne schowki, a podczas gramolenia się przez drzwi, przednie fotele odchylają się i automatycznie całe podnoszą do góry. Może to i nie szczyt wygody, ale naprawdę pomaga i jest sprytne. Temat bagażnika najlepiej pominąć w tym aucie, albo po prostu stwierdzić, że takowy jest. Można otworzyć go z zewnątrz bez użycia kluczyka, a do jego wnętrza zmieszczą się siatki z zakupami i parę konserw – ma 130l.

Nic dziwnego, że Volkswagen zrezygnował z oficjalnej sprzedaży Lupo w naszym kraju – pod koniec lat 90’ mieliśmy fioła na punkcie markowych aut i mało kto był w stanie zrezygnować z zakupu używanego Audi A4 na rzecz jakiegoś nowego, małego i drogiego Volkswagena. Zresztą każdy, kto miał wtedy więcej niż jedno auto był posądzany o kontakty z sycylijską mafią, więc popularne były przede wszystkim auta wielofunkcyjne, rodzinne. Teraz jesteśmy trochę bogatsi, dwa auta w domu to normalka, a Lupo jest w końcu tańsze. Czy to odpowiedni czas dla niego? Jak najbardziej tak.

Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00

Dodano: 14 lat temu,
autor: Michał Rogoziński
Zobacz inne artykuły
Bezpieczeństwo w Mazda CX-60 – czyli systemy wspomagające i ochrona
Chcesz poczuć się jak właściciel ponad 3000 aut, których nie musisz naprawiać ani ubezpieczać? Takie rzeczy tylko w Traficarze
Okazje ze Stanów mogą być pułapką, ale nie muszą. Oto, jak sobie z nimi radzić
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje Politykę prywatności .