Choć wszystko, co ma cztery koła, zmierza w kierunku elektromobilności, to jednak wydawało się, że są pewne obszary, do których elektryczny napęd nie dotrze albo dotrze znacznie później niż do innych sektorów. Były to jednak płonne nadzieje. Na elektryczny napęd zdecydowały się Porsche, Ferrari, a teraz przymierza się także marka Dodge ze swoimi sportowymi modelami: Challengerem i Chargerem.
Decyzja o zelektryfikowaniu napędu obu modeli marki Dodge może w pierwszej chwili szokować, ale po ochłonięciu wcale nie okazuje się taka oderwana od rzeczywistości. I wcale nie trzeba powoływać się na modele Tesli czy inne supersportowe modele z elektrycznym napędem, ale nawet takie auta jak Nissan Leaf czy Jaguar I-Pace dzięki dostępnemu od startu wysokiemu momentowi obrotowemu zapewniają całkiem niezłą dynamikę.
Już na początku tego roku, podczas targów NAIAS w Detroit, usłyszeliśmy, że nowe wcielenie Dodge'a Challengera pojawi się także z hybrydowym napędem typu plug-in. Od luźno rzuconej deklaracji do wcielenia jej w życie często mija jednak bardzo wiele czasu. Jednak wydaje się, że reguła ta nie spełni się w przypadku amerykańskich muscle cars.
Tim Kuniskis, szef działu samochodów osobowych w koncernie Fiat Chrysler Automotive, powtórzył w niedawnym wywiadzie, że elektryfikacja obu modeli jest prawdopodobna. Co prawda nie ma jeszcze decyzji, czy będziemy mieli do czynienia z napędem czysto elektrycznym, czy też jakimś rodzajem hybrydy, ale, jak podkreśla Kuniskis, elektryfikacja będzie kluczowa do zapewnienia wysokiej wydajności w tych modelach.
Naturalnie dla najbardziej radykalnych fanów sportowych aut taki krok może się wydawać świętokradztwem, ale dużo będzie zależeć od tego, jakie właściwości jezdne i osiągi będą one zapewniać. Według Kuniskisa dodatkowe zalety napędów elektrycznych mogą wręcz zwiększyć zainteresowanie modeli o sportowych aspiracjach. Nawet jeśli pod maską nie będzie już jednostki V8, a z rur wydechowych nie będzie się wydobywać rasowe brzmienie potężnej silnika.