Dodge Viper - przebiegła żmija

Czy jesteś ofidiofobem? Z pewnością owe pytanie sprawi, że jakieś 60% czytelników zacznie "googlować" w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie "czym jest ofidiofobia?". Ostatnie zdanie z kolei spowoduje, że kolejne 30% zacznie wypisywać złośliwe komentarze pod adresem autora artykułu, który śmie wątpić w ich erudycję.

No cóż, pozostaje mi tylko wytłumaczyć się, że sam osobiście nie miałem zielonego pojęcia czym jest ofidiofobia, choć po zapoznaniu się z definicją bez chwili namysłu określiłbym siebie ofidiofobem. Panicznie boję się wszystkiego co pełza, małych, średnich czy też dużych węży. I powiem szczerze jak dotąd nie było mi dane spotkać takiego gada w „realu” i mam szczerą nadzieję, że nigdy takiej sposobności nie doświadczę. No chyba, że będzie to Viper, Dodge Viper. Temu, to nawet z chęcią dałbym się ukąsić…

Historia jednego z najbardziej nieprawdopodobnych samochodów w dziejach motoryzacji zaczęła się dość niewinnie. Otóż po „naturalnej śmierci” muscle carów na skutek kryzysów paliwowego i finansowego z lat 70-tych i 80-tych Amerykanom brakowało czegoś, co spowodowałoby szybsze bicie ich serc. Choćby namiastki szaleństwa, którym rozkoszowali się w latach 60-tych, kiedy na drogi wyjeżdżały ponętne i mocarne do przesady Mustangi, Camaro i Corvetty. Na szczęście Chrysler, ówczesny właściciel marki Dodge, zatrudniał wówczas człowieka, który swego czasu uważany był za ekscentrycznego wizjonera, który wcielał w życie nawet najbardziej nieprawdopodobnie brzmiące iluzje i marzenia. Tym człowiekiem był Robert Lutz. Kierownictwo zleciło Bobowi zadanie opracowania nowego, sportowego modelu pojazdu wraz z wdrożeniem go do produkcji przy nakładzie jak najniższych środków i w jak najkrótszym czasie. Tak tak – Viper narodził się jako eksperyment z oszczędności.

Jednocześnie przed nowym modelem ze stajni Dodga postawiono jeszcze jedno zadanie – otóż zgodnie z założeniami musiał on nie tylko nawiązywać do legendarnej Cobry, ale i pobić jej sławny rekord, czyli rozpędzić się od 0 do 100 mil/h, a następnie wyhamować do 0 – wszystko to w czasie mniejszym niż 15 s!

Tak narodził się Viper – jeden z najbardziej jadowitych roadsterów lat 90-tych, który nawet i teraz, w swojej trzeciej odsłonie, przygniata bezkompromisowością i hardością. To nie miał być samochód dla wszystkich, a jednak wszyscy go pożądali. Początkowo nawet nie planowano jego produkcji – miał być demonstracją możliwości amerykańskiego koncernu. Jednak zainteresowanie, jakie wzbudził podczas salonu samochodowego w Detroit w 1989 roku nie pozostawiło decydentom Chryslera innego wyjścia, jak tylko wdrożyć ten szalony projekt w życie. Tym sposobem w 1992 roku na ulicach Stanów Zjednoczonych pojawiło się pierwszych 285 krwisto czerwonych (Viper Red) bestii, z symbolem rozwścieczonego węża na masce.

Viper był spełnieniem amerykańskiego snu. Silnik od ciężarówki (dziesięciocylindrowy V10 o pojemności 8.0 l!), ciasne do przesady, wręcz klaustrofobiczne wnętrze, brutalność objawiająca się brakiem jakichkolwiek systemów wspomagających kierowcę i ekscentryczna aparycja (brak klimatyzacji, szyb bocznych, dachu czy nawet… klamek), przyćmiewająca wszystko, co znajdowało się w promieniu kilkuset metrów od niego. Przestarzałą jednostkę napędową na etapie produkcji zmodyfikowano, dzięki czemu jej moc wzrosła do niebagatelnych 406 KM. Mierzące 4.5 m długości i 1.9 m szerokości nadwozie odznaczało się wzrostem pięciolatka (1.11 m). Wsiadanie i wysiadanie wymagało nie lada wysiłku i ostrożności (gorący wydech na wysokości progu), zresztą po zajęciu miejsca za kierownicą bardzo ciasne i jeszcze bardziej spartańskie wnętrze nie rozpieszczało luksusem. A jednak świat zakochał się w Viperze. To nie był samochód dla wszystkich – to auto w odróżnieniu od wielu innych było dziełem dla dzieła. W przypadku Vipera więcej miejsca przewidziano na… silnik (dłuuuugaśna maska), niż dla kierowcy i pasażera!

W 1996 roku pojawiła się druga odsłona Vipera – tym razem w dwóch odsłonach: roadster i coupe (GTS). Jeszcze bardziej bezkompromisowa, jeszcze szybsza i jeszcze bardziej jadowita. Moc ośmiolitrowego V10 ponownie zwiększono, tym razem do 420 – 450 KM, co pozwalało Viperowi na sprint do 100 km/h w czasie zaledwie 4 s. Maksymalnie niczym nieograniczana bestia mogła rozpędzić się nawet do 285 km/h. O ile ktoś miał śmiałość autem pozbawionym jakichkolwiek systemów wspomagających kierowcę mknąć z taką prędkością. Tak tak – Viper, co niejednokrotnie z dumą podkreślane było przez przedstawicieli marki, pozbawiony był nawet ABS-u!

Oczywiście do czasu – w 2001 roku to się zmieniło i Vipera ucywilizowano. Zresztą tak jak i trzecią odsłonę modelu, która zadebiutowała niedługo potem, bo w 2003 roku. To już nie była ta sama bestia, która niegdyś przygniatał bezkompromisowością i brutalnością. Viper III to nadal piekielnie mocne auto (504 KM!), ale już zdecydowanie bardziej łaskawe dla kierowcy. Już nie trzeba się go aż tak bać.

A o tym, że wcześniej było się czego bać niech świadczy bilans aut jeżdżących po drogach. Viper w pierwszej i drugiej odsłonie to samochód, który nie wybaczał błędów. Siadając za jego kierownicą należało o tym pamiętać. To nie było Porsche czy też Ferrari, które komputerowo dopracowywano w najmniejszym detalu. Viper to Viper – jadowita bestia, która niepokornego i nieostrożnego kierowcę potrafiła ukąsić w najmniej oczekiwanym momencie. Po prostu przebiegła żmija…

Dodano: 12 lat temu,
autor: Łukasz Kochanek
Zobacz inne artykuły
Bezpieczeństwo w Mazda CX-60 – czyli systemy wspomagające i ochrona
Chcesz poczuć się jak właściciel ponad 3000 aut, których nie musisz naprawiać ani ubezpieczać? Takie rzeczy tylko w Traficarze
Okazje ze Stanów mogą być pułapką, ale nie muszą. Oto, jak sobie z nimi radzić
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje Politykę prywatności .