Audi A7 Sportback 3.0 TFSI - zacierając granice

"Przewaga dzięki technice". Wszyscy słyszeliśmy to hasło reklamowe. Patrząc jednak na ostatnie dokonania Audi, można zauważyć, że być może faktycznie technologia jest dla nich bardzo ważna. Jednym z ich najnowszych osiągnięć jest Audi A7 po faceliftingu.

Producenci samochodów przez wiele lat głowili się, jak połączyć samochód sportowy z limuzyną. Takie połączenie miałoby łączyć efektowny wygląd i osiągi coupe z realną możliwością podróżowania w więcej, niż tylko dwie osoby. Dzisiaj nie jest to już wyzwaniem. Mamy Porsche Panamera, BMW Serii 6 Gran Coupe, Astona Martina Rapide S, Mercedesa CLS i kilka innych modeli. Mamy też Audi A7. Samochody tego typu cieszą się dużą popularnością wśród zamożnych klientów, co zresztą jest jak najbardziej zrozumiałe. Posiadanie sportowego samochodu nie musi przecież oznaczać wyrzeczeń. Szczególnie w czasach, kiedy mamy tyle możliwości.

Gran Turismo na nowo

Choć utarło się, że podróżowanie w stylu Gran Turismo musi się odbywać w dwudrzwiowym, stylowym coupe lub kabriolecie, tak dzisiaj nie musimy pozostawać wierni tej tradycji. Audi A7 wygląda bowiem jak drogi samochód sportowy, a jednak pozwala zabrać na pokład jeszcze trójkę przyjaciół lub żonę z dziećmi. 

Facelifting znacząco unowocześnił wizerunek auta, choć najbardziej widoczną zmianą jest nowy projekt reflektorów w przedniej i tylnej części. Bardziej agresywnie narysowane światła przednie budzą respekt, a dodatkową ciekawość wzbudzają choćby charakterystyczne, LED-owe kierunkowskazy, które zamiast zero-jedynkowo migać, uzupełniają się w kierunku planowanego skrętu. Podobnie działają kierunkowskazy z tyłu, w dodatku tutaj LED-y są w standardzie - te z przodu dostajemy razem z opcjonalną technologią LED-Matrix. Macierzowe światła drogowe to jedno z bardziej zaawansowanych osiągnięć Audi. Tego typu reflektory składają się z 19-tu diod połączonych ze sterownikiem, który może je zapalać i gasić w dowolnej konfiguracji. W ten sposób „wycinamy” z pola rażenia do ośmiu nadjeżdżających aut, dzięki czemu możemy jechać przez cały czas z włączonym oświetleniem drogowym. Zachowujemy widoczność, nie oślepiając innych. Na ciemnych drogach system LED-Matrix popisuje się wręcz swoją skutecznością, ale po wjeździe na lepiej oświetlone odcinki, zdarza się, że razi kierowców jadących z przeciwka.

Można pokusić się o stwierdzenie, że dopiero teraz Audi A7 wygląda dokładnie tak, jak powinno. To jednak nie tylko zasługa nowych lamp. „A-siódemka” zyskała nową twarz także poprzez poprawiony grill i zderzak przedni. Zderzak z tyłu to również nowy projekt, a w jego dolnej części możemy rozpoznać zmienione końcówki wydechu.  Jest o wiele bardziej niegrzecznie, przy zachowaniu głównych cech sportowej limuzyny. Takich jak ta, dzięki której możemy z pomocą przycisku wysunąć spoiler z tyłu i w ten sposób napinać muskuły na drodze.

Standardy poszły dalej

Poliftingowe wnętrze znamy już z Audi A6. To praktycznie ten sam projekt. Elementy kokpitu są delikatnie zwrócone w stronę kierowcy i razem z masywnym tunelem środkowym oplatają kierowcę - podobnie jak w samochodach sportowych. Do wykończenia deski rozdzielczej użyte zostały nowe materiały, które zdecydowanie nadały wnętrzu bardziej elegancki charakter.

Kubełkowe fotele są bardzo wygodne i zarazem dobrze utrzymują ciało w zakrętach. W wersji testowej nie były to jednak standardowe siedziska, a typ „S”, który charakteryzuje się wykończeniem w postaci pikowanej skóry i głębszym profilem. Za ponad 8 tysięcy złotych możemy też zamówić fotele z funkcją wentylacji i masażu, ogrzewanie kosztuje 2 tysiące złotych.

Opadająca ku tyłowi linia dachu może niepokoić, jeśli chodzi o miejsce nad głową z tyłu. Faktycznie, wyższe osoby nie znajdą tam za wiele przestrzeni, ale przynajmniej mogą usiąść niżej w fotelu, bo miejsca na nogi jest pod dostatkiem. A7 możemy zamówić z czterema lub pięcioma miejscami siedzącymi. W praktyce piąte miejsce nadaje się jedynie dla dzieci, bo jest jeszcze wyżej położone, niż skrajne siedziska. Audi twierdzi, że ich model cechuje się również praktycznym charakterem kombi. Pod automatycznie podnoszoną klapą bagażnika znajdziemy 535-litrowy kufer. Złożenie foteli powiększa przestrzeń do 1390 litrów, ale na pewno nie zapakujemy bagażnika po dach. W zasadzie, moglibyśmy to zrobić, tyle tylko, że dach ten jest dość nisko. Jest też częściowo ze szkła, bo w końcu na klapie znajduje się tylne okno. Twardsze i większe przedmioty lepiej umieszczać więc bliżej oparć tylnych foteli, a te mniejsze i bardziej miękkie stopniowo układać ku tyłowi. Nie chcemy przecież wybić sobie szyby.

Jakość wykończenia to naprawdę wysoki poziom. Luksus przejawia się już w skórze, choć ta może wejść na jeszcze wyższy poziom za sprawą dodatków z pakietu Audi Exclusive. Na desce rozdzielczej nic nie ma prawa zatrzeszczeć, a gdzie tylko było to możliwe, zastąpiono plastik bardziej szlachetnymi materiałami. Nawet jeśli gdzieś zastosowano rozwiązania budżetowe, to w miejscach, które nie rzucają się w oczy i nie mają wpływu na poczucie wszechobecnego luksusu. Wsiadając do Audi A7, mamy więc do czynienia z godnym przedstawicielem świata premium. 

Precyzja prowadzenia

Audi przeanalizowało rynek i doszło do wniosku, że A7 znacznie chętniej wybierane jest z silnikami Diesla. W cenniku dominują właśnie jednostki tego typu, bowiem wariantów 3.0 TDI jest aż pięć, a silnik benzynowy - tylko jeden. Na szczęście najmocniejsze odmiany napędzają już tylko silniki benzynowe. W S7 wykorzystamy 450-konne V8, a w ekstremalnym RS7 aż 560 KM, również z V-ósemki. Nam przypadła do testów wersja 3.0 TFSI. To 3-litrowe V6 osiąga moc 333 KM przy 5300 obr/min i maksymalny moment obrotowy równy 440 Nm w zakresie 2900-5300 obr/min. Do setki, według katalogu, rozpędza się w zaledwie 5,3 s, co jest bardziej niż wystarczające na polskich drogach. Audi A7 nie występuje z manualną skrzynią biegów. Testowany model wyposażony był w bardzo szybki, 7-biegowy S-Tronic z możliwością zmiany przełożeń za pomocą łopatek przy kierownicy. 

Co zaskakuje, to fakt, że przy tych gabarytach i liczbie luksusów w środku, auto nadal waży niecałe 1,9 tony. Konstrukcja samonośnego nadwozia jest teraz produkowana z wykorzystaniem aluminium i zaawansowanych technologicznie stopów stali. Przekłada się to też na genialne wyciszenie wnętrza. Nawet przy 140 km/h możemy rozmawiać bez podnoszenia głosu. 

Nie trzeba też dodawać, że nadwozie jest zaskakująco sztywne. Zawieszenie może pracować w trybie sportowym, normalnym i komfortowym, ale dzięki zwartej konstrukcji, w każdym z nich prowadzi się bardzo dobrze. Czucie samochodu odpowiada bardziej temu z mniejszych coupe niż z blisko 5-metrowej limuzyny. A7 jest bardziej zwrotne, niż się wydaje i praktycznie nie przechyla się na boki. Gabaryty i masa dają się dopiero we znaki, kiedy mocniej hamujemy lub przejeżdżamy kilka następujących po sobie zakrętów. Wtedy kontrola jest mniejsza, ale taka już cena luksusu. 

Większość dostępnych w Polsce wariantów A7 wyposażona jest w napęd quattro. Napęd na przednią oś występuje jedynie w 218-konnym dieslu 3.0 TDI ultra. Po wyłączeniu kontroli trakcji, na szybko pokonywanych zakrętach, częściej będzie występowała nadsterowność, ale nie w przesadnych ilościach. Uślizgi tylnej osi są lekkie i jako kierowca dokładnie wiemy, na co możemy sobie w danym momencie pozwolić. Audi A7 Sportback jest po prostu łatwe w prowadzeniu, a jednocześnie daje sporo frajdy z jazdy. 

Układ kierowniczy z elektromechanicznym wspomaganiem ma bezpośrednie przełożenie, ale nadal przekazuje kierowcy ograniczoną ilość informacji. Opcjonalnie możemy zamówić wersję z dynamicznym wspomaganiem, dostosowującym się do prędkości. 

Mocne V6 nie oznacza, że na benzynę będziemy musieli wydawać majątek. Oczywiście jest wyższe, niż w silnikach Diesla, ale w zamian dostajemy rasowe brzmienie i przyspieszenie do samego czerwonego pola na obrotomierzu. W mieście 3.0 TFSI zadowalał się 12,2 l/100 km, z kolei trasę z Krakowa do Warszawy pokonał ze średnim wynikiem 10,8 l/100 km. Oczywiście wyniki te da się poprawić, ale realne użytkowanie wymaga takich ilości paliwa. W ograniczeniu zużycia paliwa pomaga za to system Start-Stop, który zaczyna przeszkadzać dopiero w mniej płynnym ruchu. Warto też zaznaczyć, że podczas odpalania i gaszenia silnika, sprzęgło odłącza skrzynię biegów od silnika, co faktycznie ma wpływ na obniżenie wibracji przedostających się na resztę karoserii i do kabiny. 

Siła inkarnacji

Przeglądając kiedyś jeden z popularnonaukowych tytułów, natknąłem się na artykuł o inkarnacji. Podobno na całym świecie odnotowuje się przypadki, w których dzieci rodzą się ze świadomością innej osoby. Tak jakby pamiętają „poprzednie życie”, które wraz z wiekiem się rozmywa. Audi A7 Sportback kojarzy mi się właśnie z jednym z takich dzieci. Narodził się jako limuzyna, ale z jakiegoś powodu pamięta, jak wyglądało jego życie, kiedy był jeszcze samochodem sportowym. Doskonale wie, jak wtedy jeździł, ale nowe, znacznie większe, wcielenie daje się we znaki. Mimo wszystko nie zamierza się poddawać i wykorzystuje swoje obecne możliwości najlepiej, jak potrafi.

Granica pomiędzy limuzyną a autem sportowym jest tutaj bowiem bardzo cienka. Prowadzenie daje naprawdę sporą dawkę emocji, a efektowne nadwozie pozwala zabrać na pokład jeszcze pasażerów i niemały bagaż. Przyzwoity poziom spalania zachęca do podróżowania, a bardzo komfortowe zawieszenie i mnóstwo udogodnień wewnątrz dodatkowo kuszą, byśmy jak najwięcej czasu spędzili za kierownicą Audi A7. Lifting nadał mu jeszcze więcej charakteru i udoskonalił to, co już wcześniej wydawało się bardzo dobre. W tym segmencie, co prawda, praktycznie każdy samochód ma w sobie coś wyjątkowego, ale ze spokojem możemy uznać Audi A7 Sportback za godnego reprezentanta nowo powstałego gatunku.

Audi A7 z silnikiem 3.0 TFSI kosztuje minimum 301 800 zł. W testowym modelu nie przeszkodziło to jednak w dobraniu dodatków, które ostatecznie zaowocowały rachunkiem w okolicach połowy miliona złotych. Najtańsze Audi A7 z silnikiem 3.0 TDI ultra kosztuje 272 100 zł. Pozostałe diesle oscylują wokół kwot rzędu 286 700 zł - 351 700 zł. Oczywiście nadal możemy je znacząco podnieść - na życzenie. 

Jak to wygląda na tle konkurencji? BMW Serii 6 Gran Coupe z silnikiem podobnym do 3.0 TFSI i napędem na cztery koła kosztuje 409 200 zł. Mercedes-Benz CLS 400 4MATIC o mocy 333 KM zabiera 316 206 zł. Z kolei Porsche Panamera 4 z silnikiem 3.6 o mocy 310 KM to przynajmniej 402  955 zł. Ciężko powiedzieć, który model jest w tej stawce najlepszy, bowiem wszystko zależy od preferencji kierowcy-klienta. Przy wyborze mogą dochodzić kwestie związane z przywiązaniem do marki, wszak są to producenci owiani legendą i kultem w pewnych środowiskach. Wybór może więc nie być do końca racjonalny. Jedno jest pewne. Audi A7 może walczyć o klientów z podniesioną głową. 

Dziękujemy Muzeum Inżynierii w Krakowie za udostępnienie miejsca do zdjęć.

Dodano: 8 lat temu,
autor: Kamil Rogala,
zdjęcia: Kamil Rogala
Zobacz inne artykuły
Bezpieczeństwo w Mazda CX-60 – czyli systemy wspomagające i ochrona
Chcesz poczuć się jak właściciel ponad 3000 aut, których nie musisz naprawiać ani ubezpieczać? Takie rzeczy tylko w Traficarze
Okazje ze Stanów mogą być pułapką, ale nie muszą. Oto, jak sobie z nimi radzić
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje Politykę prywatności .