Kombi z klasą - Volvo V60

Volvo V60 wygląda świetnie, jest znakomicie wykonane, a na drodze zachowuje się jak przystało na komfortowe, rodzinne kombi. Na wyrazy uznania zasługuje również wysokoprężna jednostka D3 o pięciu cylindrach i fenomenalnym dźwięku.

Volvo Ocean Race to największe regaty żeglarskie, które odbywają się obecnie co 3 lata, począwszy od 1973 roku. W tym roku najbardziej wytrawni żeglarze stanęli do morderczych zmagań pod koniec października i przez kolejne 8 miesięcy przepłyną w sumie 40 tys. mil, wszystkie oceany i cały glob ziemski. Zmagania można śledzić na stronie volvooceanrace.com gdzie kamery na pokładach jachtów, często na żywo przekazują obraz walki z falami.

Głównym sponsorem imprezy, jak sama nazwa wskazuje, jest Volvo, które nie mogło odmówić sobie stworzenia limitowanej edycji modeli nazwanej właśnie Ocean Race. Dziś zabieramy Was w rejs takim modelem - luksusowym kombi Volvo V60 Ocean Race.

Z pewnością pamiętacie jeszcze Volvo 850, czy pierwsze V70 - szwedzkie, kanciaste pancerniki, które mogły przewieść niemal wszystko. Volvo do zawsze kojarzone było z dużymi kombi o charakterystycznej stylizacji, którą poniekąd można odnaleźć jeszcze w obecnym modelu V70.

A teraz spójrzcie na V60, czyli najświeższą interpretację nadwozia typu kombi w wykonani Volvo. To niemal motoryzacyjna rzeźba, przepiękny kawał współczesnej sztuki z mnóstwem wysmakowanych linii tworzących spójną, dynamiczną bryłę. Trudno jest się oprzeć urokowi i świeżości jakimi emanuje sylwetka V60. Trzeba przyznać, że projektanci Volvo dokonali olbrzymiego postępu w ciągu ostatnich kilku lat. Patrząc na najnowsze S60 oraz nasze V60 trzeba powiedzieć, że idą w dobrym kierunku.

Pakiet stylizacyjny Ocean Race nadaje V60 jeszcze bardziej wykwintnego i oryginalnego charakteru. Już sam kolor Ocean Blue II wyróżnia się na ulicach swoim głębokim, wyrazistym granatem. Znakomicie komponują się z nim srebrne relingi dachowe, chromowane obwódki szyb i szare wstawki z tworzywa uwydatniające progi oraz zderzaki. Do tego ciekawy wzór 18-calowych felg. Może i całość nie przyciąga uwagi tak jak najnowsza linia Citroenów DS czy Peugeot RCZ, ale wysublimowana stylizacja V60 z pewnością może budzić uznanie.

Co prawda Volvo nie jest już we władaniu Forda, ale V60 wciąż bazuje na platformie wspólnej z Mondeo czy nawet Land Roverem Freelanderem 2. To dobrze. Na pierwszy rzut oka zwarta sylwetka V60 skłania do postrzegania go jako samochodu o sportowym zacięciu, to jednak może powodować pewne rozczarowanie kiedy już zaczniesz oswajać się z nim na drodze. W prowadzeniu V60 raczej trudno doszukać się agresywnych, ostrych reakcji na szybkie zmiany kierunku czy ponadprzeciętnej zwinności w zakrętach. Precyzja układu kierowniczego nie budzi zastrzeżeń, ale zbyt duża siła wspomagania mąci nieco przekaz informacji o kondycji przedniej osi i w efekcie daje dosyć sztuczne odczucia. Masz wrażenie, że między kierownicą a kołami istnieje jedynie jakaś syntetyczna więź, niczym w komputerowych kontrolerach.

Zawieszenie należy uznać za definicję słowa kompromisowe: próżno doszukiwać się w jego rekcjach sportowej zaciętości, ale przy dynamicznej jeździe w zakrętach dzięki ograniczonym przechyłom potrafi dać pewne oparcie. Niekwestionowany pozostaje komfort oraz wyrafinowanie z jakim V60 pochłania nierówności (nawet na 18-calowych kołach). Komfort resorowania i niezmącony spokój zawieszenia na złej jakości drogach dorównują swoją charakterystyką wielkiej trójcy z Niemiec, ze wskazaniem na Mercedesa i BMW. Czasami podczas przyspieszania do głosu, szczególnie na gorszych nawierzchniach, dochodzi moment sterujący, który walczy z nami o władanie przednimi kołami, jednak przy słabszym dieslu D3 nie stanowi to większego problemu.

Wysokoprężny motor o oznaczeniu D3 to również mocna strona V60. Po zerwaniu z Fordem, Volvo pod nowymi rządami postawiło na własne silniki. A D3 to prawdziwy pięciocylindrowy klejnot. Mało jest diesli, które potrafią tak pieścić uszy swoim dźwiękiem – rasowym, gardłowym bulgotem przesiąkniętym mruczeniem charakterystycznym dla szlachetnych pięciocylindrowców. Aż chce się przyspieszać, dusić gaz, po czym zwalniać tylko po to, by móc przyspieszyć jeszcze raz. I wiecie co? Nawet po tygodniu, melodia spod maski była tak samo ekscytujący jak przy pierwszym zetknięciu. A co mi tam, zaryzykuje stwierdzenie, że to najlepiej brzmiący diesel jaki można obecnie mieć w tej klasie samochodów.

Wróćmy na ziemię. 5 cylindrów wspomagane jest turbiną oraz bezpośrednim wtryskiem. Z pojemności 2-litrów D3 generuje 163 KM i 400 Nm dostępnych już od 1500 Nm. Dzięki temu setkę osiągamy w niewiele ponad 9 s. Ale w przypadku V60 to mniej istotna wartość. Ważniejsze są odczucia i to, że Volvo „zbiera się” dynamicznie na każdym biegu. D3 nie boi się pracy na wysokich obrotach, dzielnie wyrywa do 5 tys. obrotów i przy manewrach wyprzedania kolumny tirów daje pewność oraz psychiczny komfort zasobem mocy i momentu. Słowem, motor zdaje się w zupełności wystarczający do napędzania tego V60, a przy tym całkiem rozsądnie obchodzi się z olejem napędowym. W mieście należy liczyć, że każde 100 km pochłonie jakieś 9 litrów. Ale w trasie, przy spokojnej jeździe zaczyna się magia i 4,5 l/100 km jest wynikiem osiągalnym. Bez czarowania wyświetlacz komputera pokładowego będzie wskazywał koło 7 l/100 km. Jaka w tym zasługa systemu start-stop w Volvo nazwanego drivE? Nie wiem. Wiem tylko, że łatwo go wyłączyć.

Wnętrze V60 budzi równie pozytywne odczucia co wygląd zewnętrzny. Wersja Ocean Race wyróżnia się charakterystycznym motywem wykończenia konsoli centralnej nawiązującym do wykresów na mapach nawigacyjnych. Znakiem firmowym Volvo, oprócz „pływającej” konsoli centralnej są niezwykle wygodne fotele ze świetnie wyprofilowanymi zagłówkami. Owszem, w ciągu ostatnich lat fotele straciły nieco na swojej obszerności, ale wciąż po zajęciu na nich miejsca momentalnie przenosisz się w lepszy, bardziej komfortowy wymiar motoryzacji. Wnętrze wykończono jasną skórą z pięknymi grubymi przeszyciami wzorowanymi na tych używanych w żaglach. Kolorowy wyświetlacz wita nas logiem regat Ocean Race, ale niestety w standardzie nie wyświetli mapy nawigacji. Wnętrze wykończono materiałami o jakości godnej klasy Premium, chociaż ich spasowanie momentami nieznacznie odbiega od niemieckich konkurentów. Tak czy inaczej, z pewnością charakteryzuje się większą dawką fantazji i polotu niż u nich. O ile sama tablica zegarów rozwiązana jest w świetnym minimalistycznym stylu, to zastrzeżenia może budzić ilość drobnych przycisków na konsoli centralnej, których użycie w trakcie jazdy wymaga skupienia i… równej drogi.

O ile wcześniejszą uwagę można uznać, za „czepianie się na siłę” to krytyka pod względem przestronności wnętrza jest trudniejsza do podważenia. Może i dla grupy docelowej tego modelu, przestronność nie jest najistotniejsza, ale z tyłu miejsca na nogi jest po prostu mało, chociaż na przestrzeń nad głową nie można narzekać. Niestety wyszukana stylizacja nadwozia wymagała ofiar, a w przypadku V60 jest nią również bagażnik. Jak na standardy w tym segmencie wyniki 430 litrów należy uznać za mierny. Weź dowolnego rywala z niemieckim rodowodem, a pod względem objętości bagażnika okaże się lepszy. Na pochwałę i uwagę zasługuje natomiast oparcie tylnej kanapy dzielone w stosunku 40/20/40. Po jej rozłożeniu otrzymamy 1241 litrów – ale to wciąż nie jest dobry wynik. Cóż, dla większych rodzin pozostaje V70.

V60 świetnie wygląda, ma rewelacyjny silnik i bardzo udane wnętrze. Na drodze zachowuje się tak jakbyś tego oczekiwał, a jedynym mankamentem może być nieco przyciasne wnętrze. Ponadto przy obecnych perturbacjach z Saabem, Volvo pozostało jedną z niewielu ciekawych alternatyw dla Monachium i Stuttgartu. I nieco tańszą, chociaż nie można powiedzieć, że to okazja sezonu. Podstawowa wersja V60 z silnikiem D3 to prawie 130 tys. zł. Za nasz egzemplarz z oryginalnym pakietem Ocean Race i paroma luksusowymi dodatkami trzeba zapłacić 157 731 zł. A wciąż nie uświadczymy elektrycznie regulowanych foteli, nawigacji czy sztandarowych dla Volvo asystentów wspomagających kierowcę (czujnik zmęczenia, ostrzeganie o obiektach w martwym polu…). Chociaż nasz egzemplarz był wyposażony w system City Safety zapobiegający kolizjom przy małych prędkościach. Decydując się na V60 otrzymujemy oryginalny, niezwykle komfortowy samochód, o niekwestionowanym prestiżu, podkreślający nasz indywidualizm. A do tego ten silnik.

Dodano: 12 lat temu,
autor: Michał Sztorc
Zobacz inne artykuły
Bezpieczeństwo w Mazda CX-60 – czyli systemy wspomagające i ochrona
Chcesz poczuć się jak właściciel ponad 3000 aut, których nie musisz naprawiać ani ubezpieczać? Takie rzeczy tylko w Traficarze
Okazje ze Stanów mogą być pułapką, ale nie muszą. Oto, jak sobie z nimi radzić
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje Politykę prywatności .