Nissan Leaf – nauka jazdy od nowa

Jeden z najpopularniejszych samochodów elektrycznych w Polsce ma nowe wcielenie. Wygląda zupełnie inaczej, ale jak daleko postąpiły zmiany? Czy to sensowna alternatywa dla samochodów z silnikami spalinowymi?

Samochodów elektrycznych stale przybywa. Tak w ofertach producentów, jak i na drogach. Nawet w Polsce, gdzie ani infrastruktura, ani prawo nie zachęcają szczególnie do kupna takiego samochodu.

Aby zrozumieć to zjawisko, przetestowaliśmy nowego Nissana Leaf. Czy już teraz motoryzacja bezemisyjna może być alternatywą dla spalinowej? Sprawdźmy.

 

Niebieski znakiem rozpoznawczym

Nowy Leaf w ogóle nie przypomina poprzednika. Stracił tę swoją „dziwność” – dla jednych to dobrze, bo w końcu wygląda jak ciekawy, dynamiczny hatchback, ale z drugiej strony – na pewno dla wielu osób ta specyficzna stylistyka działała jak magnes.

Na grillu zobaczymy niebieskie akcenty. To znak rozpoznawczy elektrycznych Nissanów. Reflektory LED mają kształt… bumerangu. Leaf miał pasować wyglądem do pozostałych modeli Nissana i faktycznie – raczej nie pomylimy go z modelem żadnej innej marki.

 

Gruntowna metamorfoza

Wnętrze Leafa sporo się zmieniło – szczególnie w kwestii materiałów. Czuć, że są lepsze gatunkowo, a sama deska rozdzielcza jest lepiej złożona. Uwagę przykuwa ciekawy selektor trybu jazdy. Zamiast klasycznej dźwigni, mamy dość futurystyczną… gałkę? Ogółem, wnętrze wygląda całkiem ciekawie.

Niebieskie przeszycia na fotelach, desce rozdzielczej i kierownicy to kolejne akcenty przypominające o silniku elektrycznym. 7-calowy ekran dotykowy systemu multimedialnego działa całkiem sprawnie, ale sam interfejs nie wygląda zbyt nowocześnie. Plus za Apple CarPlay i Android Auto.

Za kierownicą znajdziemy jeden zegar analogowy i ładnie wkomponowany wyświetlacz, na którym zobaczymy wszelkie dane dotyczące pracy silnika elektrycznego, stanu akumulatorów i systemów bezpieczeństwa.

Fotele są wygodne, chociaż pozycja za kierownicą jest wyższa, niż by się wydawało. Podobno kształt foteli był inspirowany pozycją astronautów w stanie nieważkości… Ciekawe.

Mimo, że Leaf to samochód elektryczny i gdzieś te akumulatory trzeba było pomieścić, to nadal praktyczny hatchback. Z tyłu mamy całkiem sporo miejsca dla pasażerów, a bagażnik mieści 435 litrów. To nawet więcej niż w większości kompaktów, ale Leaf jest przecież spory – ma 4,5 m długości. Akumulatory umieszczono pod fotelami, więc to też działa na korzyść przestrzeni w bagażniku.

 

Czysta energia

Nowy elektryczny zespół napędowy rozwija moc 110 kW, czyli 150 KM, a moment obrotowy wzrósł do 320 Nm. I ten moment jest oczywiście dostępny już od pierwszego wciśnięcia pedału gazu. Leaf jest więc bardzo zwinny – przyspiesza do 100 km/h w 7,9 sekundy. Prędkość maksymalna jest stosunkowo niska – wynosi 144 km/h. Do przepisowej jazdy na autostradzie wystarczy.

Akumulator został powiększony do 40 kWh, a więc też zasięg nowego Nissana Leaf wzrósł do 270 km w cyklu mieszanym i 415 km w ruchu miejskim. Samochód dobrze odzyskuje energię z hamowania, więc sam zasięg nie spada też tak szybko.

Jeśli chodzi o prowadzenie, to mimo że Leaf jest dość ciężki, bo waży około 1600 kg, prowadzi się bardzo dobrze. To oczywiście zasługa nisko położonego środka ciężkości. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Leaf ma coś z hot hatcha. Szybko przyspiesza, nie przechyla się zbytnio w zakrętach i angażuje w jazdę. Angażuje, bo jazda nim jest też zupełnie inna niż jazda samochodem z silnikiem spalinowym.

Ale jeśli różniłaby się zbyt mało, Nissan przygotował taką funkcję jak e-Pedal. W skrócie – możemy przyspieszać, zwalniać i hamować do zatrzymania, wykorzystując tylko pedał przyspieszenia. Dziwne? Tak. Trzeba się uczyć jazdy samochodem na nowo? Tak. Ale może w tym jest jakaś metoda. To tak inne wrażenie z jazdy, że chce się tego cały czas próbować.

Po jakimś czasie treningu jesteśmy w stanie jeździć po mieście, wykorzystując właśnie tylko jeden pedał. Wymaga to trochę przewidywania, ale zdziwilibyście się, jak mocno hamuje w tym trybie Leaf, po zdjęciu nogi z gazu. Cała jazda opiera się na umiejętnym dozowaniu go, bo w końcowym zakresie odpowiada za przyspieszanie, ale im słabiej go wciskamy, tym mocniej będziemy zwalniać.

Potraktowałbym to jednak nadal jako gadżet. Bezpieczeństwa to nie poprawia, a do hamowania awaryjnego i tak trzeba użyć hamulca. Komfortu też nie dodaje. Fajne do zabawy, ale jakiegoś poważniejszego zastosowania dla e-Pedal nie znalazłem.

Bardziej przydatnym „gadżetem” jest proPilot, czyli funkcja jazdy półautonomicznej. Czym się różni jazda półautonomiczna od aktywnego tempomatu połączonego z systemem utrzymywania pasa ruchu? Mimo że nadal musimy trzymać ręce na kierownicy, samochód jest w stanie wykonywać głębsze skręty. Najważniejsze, że działa to dobrze i odciąża kierowcę podczas jazdy autostradą.

 

Najtańszy elektryczny kompakt na rynku

Ceny Nissana LEAF są zależne od trzech poziomów wyposażenia – Acenta, N-Connecta i Tekna.

Najtańsza wersja kosztuje 153 800 zł. W pakiecie standardowym otrzymamy funkcje e-Pedal, system nawigacji NissanConnect EV z 7-calowym ekranem dotykowym oraz Apple CarPlay i Android Auto. Będziemy mogli cieszyć się też z kamery cofania i automatycznej klimatyzacji z funkcją timer. Jazdę ułatwi inteligentny tempomat.

Wersja pośrednia kosztuje 165 200 zł. W standardzie dostaniemy 17-calowe felgi – o 1 cal większe niż w tańszym pakiecie wyposażenia. Podgrzewana kierownica z poszyciem skórzanym, system kamer 360 stopni z wykrywaniem poruszających się obiektów. Parkowanie ułatwią czujniki z przodu i z tyłu.

Najdroższa wersja wyposażenia to 171 900 zł. Znajdziemy w standardzie system ProPILOT, reflektory w technologii Full LED oraz tapicerkę częściowo ze skóry syntetycznej. Jazdę uprzyjemni nam system audio BOSE – z 6 głośnikami i subwooferem oraz elektryczny hamulec parkingowy.

Leaf jest najtańszym kompaktem z silnikiem elektrycznym na rynku. Za e-Golfa musielibyśmy zapłacić o 10 tys. zł więcej.

 

Nie wyróżnia się – i o to chodzi!

Nissan LEAF to ciekawy samochód – elektryczny, ale taki, który nie krzyczy „patrzcie, jestem elektrykiem”. Bardzo dobrze się prowadzi, jest całkiem szybki, ma sensowny zasięg, dużo przestrzeni wewnątrz i jest praktyczny. To najpierw samochód, a dopiero później elektryk – i tym też Leaf do siebie przekonuje.

Jeśli macie, gdzie go ładować i chcecie ciekawy i tani w utrzymaniu samochód do miasta – Leaf będzie świetny.

Dodano: 5 lat temu,
autor: Mateusz Raczyński,
zdjęcia: Mateusz Raczyński
Zobacz inne artykuły
Kia e-Niro – znalazła sposób na niezły zasięg
Seat Mii Electric – przyszłość pod napięciem
Mercedes EQC – jak jaskółka
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje Politykę prywatności .