Renault Clio Grandtour GT - w sportowym stylu

Duża doza praktyczności i rozsądku z domieszką sportowych emocji. Tak w telegraficznym skrócie można opisać Clio Grandtour w wersji GT. Szkoda, że dobrze jeżdżące kombi francuska marka wyceniła na okrągłe 70 000 zł.

Renault ma ogromne doświadczenie w produkcji sportowych samochodów. Wystarczy wspomnieć o Renault 5 Turbo, Clio Williams czy Clio i Megane w wersji Sport. W ofercie istniała jednak luka – była nią spora przepaść między wściekle szybkimi wersjami, a popularnymi wariantami. Koncern postanowił zagospodarować niszę, wprowadzając modele spod znaku GT.

R.S. Monitor wyświetla także wykresy mocy i momentu obrotowego, miernik przeciążeń, stoper, wskaźniki ciśnienia doładowania i ciśnienia w układzie hamulcowym, temperaturę w układzie dolotowym, informacje o temperaturze oleju przekładniowego i sprzęgieł. Zadbano o możliwość wgrania map torów wyścigowych oraz zapisania danych telemetrycznych w pamięci USB. Sporo jak na samochód, który nie był projektowany z myślą o ekstremalnej jeździe po torze.

Pod maską Clio GT pracuje 1.2 TCe – pierwsza jednostka Renault w której bezpośredni wtrysk paliwa połączono z turbodoładowaniem. Motor najlepiej czuje się na średnich obrotach. Generuje 120 KM przy 4900 obr./min oraz 190 Nm przy 2000 obr./min. Przy rozważnym obchodzeniu się z gazem Clio GT jest w stanie zużyć ok. 7,5 l/100km w cyklu mieszanym. Kto postanowi poczuć ducha samochodów firmowanych przez Renault Sport, na komputerze pokładowym zobaczy nawet 9-10 l/100km. To całkiem wygórowany rachunek za dynamikę oferowaną przez Clio GT. Deklarowany przez producenta czas sprintu od 0 do 100 km/h wynosi 9,4 sekundy, a prędkość maksymalna sięga 199 km/h.

Silnik brzmi najlepiej na średnich obrotach. Po ustabilizowaniu prędkości staje się niemal niesłyszalny. Do uszu kierowcy dociera przede wszystkim szum powietrza opływającego nadwozie. Sytuacja ulega zmianie podczas dynamicznej jazdy. Im wskazówka obrotomierza znajduje się bliżej czerwonego pola, tym dźwięk motoru jest bardziej natarczywy i mniej przyjemny dla ucha. Renault postanowiło zamaskować problem sprytną aplikacją.

Po włączeniu systemu R-Sound z głośników zaczynają płynąć rasowe dźwięki. Elektronika moduluje odgłos pracy silnika w taki sposób, by Clio GT brzmiało jak Laguna V6, Nissan GT-R, Clio V6, a nawet klasyczny... motocykl. Różnice w brzmieniach pojazdów są wyraźne. Co ważne, ich natężenie można dopasować do własnych preferencji - Clio potrafi hałasować niemal jak wyczynowy samochód, ale sztucznie generowany dźwięk może również dyskretnie uzupełniać melodię silnika 1.2 TCe. Jednym rozwiązanie przypadnie do gustu, inni uznają je za gadżet, który bawi przez kilka minut, po czym wyłączą funkcję R-Sound.

Clio GT jest oferowane wyłącznie z przekładnią EDC – sześciobiegową „dwusprzęgłówką”. Skrzynia w przyzwoitym tempie wrzuca wyższe biegi. Mimo tego okazała się najmniej udanym podzespołem testowanego samochodu. Przede wszystkim irytuje długie zawahanie podczas ruszania. Dociskamy gaz, Clio zaczyna nieśmiało nabierać prędkości, by chwilę później zdecydowanie wyrwać do przodu. W trakcie dynamicznej jazdy EDC miewa problemy z dobraniem optymalnego biegu, a po przejściu do trybu manualnego drażni ospałość przy redukowaniu przełożeń. Skrzynie DSG Volkswagena działają sprawniej i są bardziej intuicyjne w trybie manualnym – szybko wyczuwamy, przy jakich obrotach możemy wymusić redukcję. W Clio jest to trudniejsze.

Kiedy ruszymy i nabierzemy prędkości, ponownie docenimy Clio. Wyraźnie czuć, że za strojenie zawieszenia - złożonego z kolumn MacPhersona i belki skrętnej - byli odpowiedzialni inżynierowie Renault Sport. Stanęli na wysokości zadania. Utwardzone o 40% podwozie zapewnia świetną trakcję, a jednocześnie wciąż dobrze tłumi nierówności. Clio długo trzyma zadany tor jazdy, a podsterowność jest niemal nieznanym zjawiskiem. Kiedy osiągniemy granicę przyczepności i przód zacznie płużyć, wystarczy lekkie ujęcie gazu lub naciśnięcie na hamulec, a wszystko wróca do normy. Dynamiczną jazdę po zakrętach ułatwia precyzyjny układ kierowniczy z właściwie dobraną siłą wspomagania. Szkoda, że kierowca nie otrzymuje większej porcji informacji o sytuacji na styku opon z nawierzchnią.

Znakiem rozpoznawczym Clio Grandtour GT jest niemal kompletne wyposażenie. Dopłacać nie trzeba ani za dwusprzęgłową skrzynię EDC, ani rozbudowany system multimedialny R-Link z 7-calowym wyświetlaczem, Bluetooth, USB czy dostępem do usług on-line. Na krótkiej liście opcji znajdziemy tylko panoramiczny dach (2600 zł), czujniki i kamerę cofania (1500 zł), podgrzewane fotele (1000 zł), system R.S. Monitor 2.0 (1000 zł) oraz rozszerzoną mapę Europy (430 zł). Brzmi naprawdę dobrze. Spory szok przeżyjemy w momencie spojrzenia na wyjściową cenę Clio Grandtour GT. Okrągłe 70 000 zł! Mniejsze pieniądze wystarczą na świetnie jeżdżącą Fiestę ST czy drapieżnego Swifta Sport. Dokładając 2550 zł, otrzymamy bardzo mocną i elastyczną Fabię RS.

Pomysł na stworzenie tańszej i mniej agresywnej alternatywy dla Clio R.S. był dobry. Nie każdy marzy o 200-konnym „hot hatchu”. Jak na ironię, wersja GT może być znacznie rzadziej spotykana na drogach. Wszystko przez wyśrubowaną cenę Clio ze sportowym pazurem. Szkoda, gdyż jest to bardzo przyjemny w prowadzeniu „warm hatch”.

Dodano: 9 lat temu,
autor: Łukasz Szewczyk,
zdjęcia: Łukasz Szewczyk
Zobacz inne artykuły
Bezpieczeństwo w Mazda CX-60 – czyli systemy wspomagające i ochrona
Chcesz poczuć się jak właściciel ponad 3000 aut, których nie musisz naprawiać ani ubezpieczać? Takie rzeczy tylko w Traficarze
Okazje ze Stanów mogą być pułapką, ale nie muszą. Oto, jak sobie z nimi radzić
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje Politykę prywatności .