Peugeot 207 - na podbój rynku?

Dwie biedronki uprawiające seks na antenie w środku dnia - taki pomysł na reklamę miał kiedyś Peugeot. Czy smaczny? Raczej głupi, ale zarazem trafny, bo przynajmniej spot potrafił wryć się w pamięć. Dzieci cieszyły się, że w telewizji są biedronki, a rodzice mieli nadzieję, że ich pociechy nie wiedzą o co chodzi. Tylko co właściwie model 207 ma wspólnego z tymi owadami?

W sumie już same nadwozie mówi wiele – ma linię pancerza biedronki. Albo raczej stonki ziemniaczanej, bo jest większa. I nie mówię tego złośliwie, auto wygląda oryginalnie, po prostu nie da go się pomylić z żadną inną marką, choć i tak nie jest to zasługa jego linii, a przodu. W większości Peugeotów jest nietuzinkowy, przypomina ziewającą lamię i wygląda identycznie we wszystkich modelach, dlatego trzeba chodzić z suwmiarką, żeby je rozróżnić. To już mówię złośliwie. Za to tylna część jest w 207 dość unikatowa. Po liftingu zyskała dodatkowo na urodzie, bo dostała diodowe oświetlenie – dzięki temu mały Peugeot w nocy wygląda jak milion euro i może podobać się jeszcze bardziej. Ale czy faktycznie się podoba?

Wygląd to rzecz gustu, choć auto, nie licząc małych kółek w podstawowych wersjach, tak czy owak wygląda zgrabnie. Miejscami jest może trochę „przedobrzone”, ale nie jest źle. Do tego hatchback nie jest jedynym wariantem nadwozia – obok niego można też kupić kombi o oznaczeniu SW i kabriolet z twardym dachem, który w swojej rodzinie jest najmniej podobny do pancerza biedronki. Lub stonki. Cena auta wydaje się jednak nieco przerażająca.

44 tys. zł za podstawową wersję z 3 drzwiami to sporo. Jakieś dziesięć lat temu za taką sumę można było sobie kupić samochód kompaktowy, a to oznacza, że 207 właśnie zebrał spory minus. Ale za to jest też plus – wiele potrzebnych rzeczy znajdzie się już w wyposażeniu standardowym. Co prawda za system stabilizacji toru jazdy, boczne poduszki powietrzne i metalizowany lakier trzeba będzie dopłacić i to nie mało, ale za całą resztę tak naprawdę już nie. Poważnie. Można sobie sprawić takiego „pseudogołego”, najtańszego Peugeota 207 i w sumie nic do niego już nie dokładać. Klimatyzacja? Ręczna, ale przynajmniej jest. ABS to wymóg w nowych autach, jednak centralny zamek sterowny pilotem, komputer pokładowy, światła przeciwmgłowe oraz do jazdy dziennej nie każdy chętnie dorzuca „gratis”. A mimo to w 207 nie trzeba za nie płacić. Te ostatnie i tak nawet nie leżały obok diodowego oświetlenia znanego choćby z Audi – to zwykłe światła mijania z funkcją automatycznego włączania po uruchomieniu silnika, ale co tam – przynajmniej nie trzeba ciągle kręcić pokrętłem, żeby je włączyć. Najlepsze jest to, że to jeszcze nie koniec dobrego. W wyposażeniu standardowym znalazła się również „elektryka” szyb i lusterek, a nawet radio sterowane z koła kierownicy. Nieźle. Do tego Peugeot znany jest również z potężnych promocji, które powodują, że nowe auto można kupić w wyjątkowo okazyjnej cenie, a potem sprzedać je za równowartość główki czosnku, bo tak bardzo traci przez to na wartości. Jednak o to każdy właściciel Peugeot będzie się martwił w momencie, gdy chwyci aparat i zacznie nim robić zdjęcia do portalu aukcyjnego. Nowe auta objęte promocją często kuszą ceną niższą od wersji klasycznych, a są od nich lepiej wyposażone. W takim razie za co w tym aucie się dopłaca?

Głównie za własny kaprys. Automatyczna klimatyzacja, panoramiczny szyberdach, ozdobne dodatki nadwozia oraz wnętrza, skórzane wykończenie i bogatsza elektronika… Nie oszukujmy się – przeciętnemu człowiekowi to wszystko nie jest potrzebne do szczęścia, dlatego kupi podstawową wersję. Ewentualnie spłucze się 1800zł na metalizowany lakier. Peugeot wiedział, że nie każdy będzie chciał sięgnąć po bogatsze wersje, więc jak zareagował? No właśnie…

Rekompensatą po części jest dość wysoka cena w podstawie, a poza nią – cała reszta, która jest w stanie ściąć koszty. Wewnętrzne klamki są umieszczone w kiepskim miejscu, a dźwięk zamknięcia drzwi w tym aucie można porównać do uderzenia tłuczka o płat mięsa schabowego – jest tragiczny. Do tego wnętrze jest słabo wyciszone, a szczegóły pominięte – w testowym egzemplarzu podświetlenie prawej połowy deski rozdzielczej raz działało, a jak się na nie krzywo spojrzało – to działać przestawało. I jeszcze ten pedał sprzęgła… podczas testu miałem ubrane buty z dłuższym czubkiem, który ciągle zaczepiał o mocowanie sprężyny pedału. Wniosek – w 207 najlepiej odnalazłby się Cejrowski, bo chodzi na boso. Fotele? Małe. Albo Francuzi są mniejsi od Polaków, albo do projektu wnętrza dossał się Japończyk, który projektował wszystko pod swoje cztery litery. Zresztą miejsca w kabinie też wcale nie ma zbyt dużo. Z tyłu jest ciasno, a przednia podłoga jest pochylona jak w większym 308, dlatego zależność jest prosta – im dłuższe nogi, tym trudniej jest znaleźć wygodną pozycję za kierownicą. Jednak z drugiej strony właścicielka tego samochodu, kierowniczka firmy, z którą kiedyś współpracowałem, ciągle jeździła w szpilkach, a nogi miała długości wrocławskiej obwodnicy i nie była zdegustowana pochyloną podłogą. Chociaż nie, to zły przykład. Ją nawet własne życie degustowało. To jednak nie znaczy, że ten samochód jest zły.

270l pojemności bagażnika – przeciętnie. Ale za to sam kufer na zakupy wystarczy i jest dość dobrze wykończony. Zresztą materiały użyte w kabinie też są całkiem niezłe, a półka, na której biedronki uprawiały seks w reklamie na tyle duża, że pomieści trochę drobiazgów. Ponadto sporo poprawiono w stosunku do poprzednika. Pamiętacie tylne zawieszenie w 206? Wystarczyło na nie chuchnąć, żeby się rozsypało. Producent na szczęście uczy się na błędach, dlatego w nowym modelu zastosował belkę skrętną, która zniesie naprawdę sporo. Do tego wóz dobrze się prowadzi, ale coś za coś – komfort jest w nim marny. Twarde podwozie z przyjemnością poinformuje o każdym ziarnku piasku na drodze, do tego na łukach z poprzecznymi nierównościami można się spocić, bo auto potrafi zachować się nieprzewidywalnie. Na równej drodze jednak ciężko mu cokolwiek zarzucić. No, może nie licząc układu kierowniczego. Jest sterowany elektrycznie i utwardza się wraz ze wzrostem prędkości – to plus. Poza tym działa bezpośrednio i jest czuły. Zbyt czuły. Auto natychmiast reaguje na każdy ruch kierownicą, co przy niewielkich prędkościach jest przyjemne, bo w mieście można z gracją przeskakiwać z pasa na pas i ćwiczyć napięcie mięśni twarzy, bo uśmiech sam się na niej pojawia. Jednak przy dużych prędkościach zamiast mięśni twarzy są napięte mięśnie pośladków – auto staje się trochę nerwowe i niektórzy kierowcy mogą poczuć się po prostu spięci.

Pod maską testowego egzemplarza znalazł się benzynowy motor 1.4l o mocy niecałych 100KM. W salonie można też dostać wersję 8-zaworową tej jednostki, która ma 73KM. Coś mocniejszego? 1.6l musi wystarczyć, bo nie ma nic większego, choć w wersji THP ta jednostka może mieć aż 175KM. Oczywiście są też diesle. 1.4HDi nie jest specjalnie problematyczny, w przeciwieństwie do 1.6HDi. Ma zmienną geometrię łopatek turbodoładowania, awaryjne koło dwumasowe i występuje z filtrem cząstek stałych. A w przypadku Peugeot to oznacza spore wydatki – filtr wymienia się co 140-160 tys. km za około 2 tys. zł. Jakby tego było mało – co 80 tys. km trzeba uzupełniać też specjalny płyn, który wymyślił francuski alchemik zajmujący się na co dzień czarną magią i rzucaniem klątw na ludzi. Koszt płynu? Około 600zł… W motorze testowego egzemplarza zdarzają się przypadki pękania głowicy, ale sam w sobie pasuje do tego auta. Jest dość zrywny, ale tylko i wyłącznie na wysokich obrotach. Do około 3 tys. obr./min. nie warto liczyć na wiele, właśnie wtedy najbardziej widać miejski charakter auta. Na trasie trzeba już trochę powalczyć z pedałem gazu, a że wnętrze jest wyciszone niewiele lepiej od kurnika, to dźwięk silnika może niektórych irytować.

Czy 207 to dobre auto? Cóż, są lepsze w tej klasie. Dzieciom na pewno się spodoba, bo przecież są w nim biedronki. A dorosłym? Oni mogą mieć podstawową wersję, do której tak naprawdę nic nie trzeba kupować, bo jest tak dobrze wyposażona. A, że od ceny można dostać niestrawności… Peugeot także na to znalazł rozwiązanie i bynajmniej nie są to magiczne pigułki dorzucone w standardzie jak cała reszta. Poprzedni model, 206, jest dalej produkowany. Przód ma tradycyjnie taki sam jak 207, dlatego w lusterku nikt nie zauważy różnicy.

Dodano: 12 lat temu,
autor: Michał Rogoziński
Zobacz inne artykuły
Bezpieczeństwo w Mazda CX-60 – czyli systemy wspomagające i ochrona
Chcesz poczuć się jak właściciel ponad 3000 aut, których nie musisz naprawiać ani ubezpieczać? Takie rzeczy tylko w Traficarze
Okazje ze Stanów mogą być pułapką, ale nie muszą. Oto, jak sobie z nimi radzić
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje Politykę prywatności .