IAA Mobility 2025. Koniec pewnej epoki. I dobrej pogody.
Tegoroczne targi IAA Mobility 2025 w Monachium zaserwowały pogodę idealną do testowania okrętów podwodnych, co uczyniło absurdalny pomysł rozbicia imprezy na hale i strefę miejską jeszcze bardziej dotkliwym. Mimo to, w strugach deszczu rozegrała się prawdziwa bitwa o przyszłość motoryzacji, w której europejscy giganci zderzyli się z niezwykle pewną siebie chińską ofensywą. Pomiędzy jednym a drugim kichnięciem udało się jednak dostrzec, kto w tej walce dysponuje nowocześniejszą amunicją i lepszym planem na wygraną.
Zacznijmy od pomysłu organizatorów. Jakiś geniusz w drogim garniturze wymyślił, że podzieli targi na dwie części: nudne, zamknięte hale dla ludzi w krawatach oraz otwartą strefę w centrum miasta dla, cóż, całej reszty. Dosłownie. Na Lazurowym Wybrzeżu w lipcu byłby to strzał w dziesiątkę. Ale to jest Monachium. We wrześniu. I oczywiście, zgodnie z prawem Murphiego, lało jak z cebra. Efekt? Tłumy ludzi w przemoczonych butach, z determinacją godną polarników, przemykały między stoiskami, próbując cokolwiek zobaczyć przez zaparowane od oddechu i rozczarowania szyby. W powietrzu unosiła się mieszanka wymuszonego optymizmu i ledwo skrywanej paniki. Absurd.
Na szczęście samochody były na tyle ciekawe, że czasami pozwalały zapomnieć o postępującym reumatyzmie i widmie zapalenia zatok. Ale tylko na chwilę.
Niemcy. Próba sił na własnym podwórku
W BMW ktoś musiał trzasnąć pięścią w stół i krzyknąć: "Dość! Zaczynamy od nowa!". I tak narodziła się "Neue Klasse", a jej pierwszym dzieckiem jest BMW iX3. Wygląda, jakby projektanci dostali zupełnie nowe kredki. Jest prosty, czysty, a jednocześnie ma w sobie jakąś taką teutońską butę. Największe zamieszanie robi jednak wnętrze, a konkretnie Panoramic Vision. To wyświetlacz rozciągnięty na całą szerokość przedniej szyby. Genialne? Być może. Rozpraszające? Prawdopodobnie. Wygląda trochę tak, jakby ktoś próbował wcisnąć ekran z kina IMAX do wnętrza samochodu. Pod tym wszystkim kryje się jednak potężna technologia 800V, która ma ładować się szybciej niż telefon i oferować zasięg, który pozwoli zapomnieć o lęku pustej baterii. Skąd ja to znam… Tak czy inaczej to najważniejsza premiera BMW od lat. Jeśli to nie wypali, w Monachium będą musieli zacząć produkować kiełbaski. Nie żartuję.
Podczas gdy BMW burzyło i budowało od nowa, Mercedes postanowił udowodnić, że wciąż potrafi tworzyć rzeczy po prostu piękne. Po raz kolejny pokazali elektrycznego CLA, który wygląda niemal identycznie jak oszałamiający koncept. To jedno z najładniejszych realnych aut na targach – smukłe, eleganckie, z proporcjami, które sprawiają, że serce bije szybciej. W dodatku naszpikowano je technologią z eksperymentalnego modelu EQXX, co ma dać ponad 750 km zasięgu. Wspaniale. Problem w tym, że to trochę jak przynieść na strzelaninę przepięknie grawerowany, zabytkowy pistolet pojedynkowy. Budzi podziw, ale po drugiej stronie stoją goście z karabinami maszynowymi. O tym za chwilę. Gwiazdą było też nowe GLC, które wygląda… dziwnie. Podświetlany grill, szeroka, nawet karykaturalna listwa z tyłu i wnętrze – a jakże – jak ze statku kosmicznego. Nieco inne podejście, niż we wspomnianym BMW i jedno jest pewne – do obu aut muszę się jakoś przyzwyczaić.
Tymczasem gdzieś w Wolfsburgu musiał odbyć się zjazd anonimowych projektantów uzależnionych od ekranów dotykowych. Efektem terapii jest VW ID. Cross i Škoda Epiq. Oba to małe, elektryczne crossovery, czyli dokładnie to, co ludzie chcą dziś kupować. Oba mają być praktyczne, sensownie wycenione i... mieć z powrotem fizyczne przyciski! Tak, Volkswagen wreszcie posłuchał głosu ludu (i prawdopodobnie każdego dziennikarza motoryzacyjnego), który błagał o powrót pokrętła do głośności. Epiq imponuje bagażnikiem wielkości kawalerki (490 litrów w aucie o długości 4,1 metra – wow!), a ID. Cross wygląda jak solidny, niemiecki but trekkingowy. Nie ma tu fajerwerków, ale jest obietnica solidnej, bezproblemowej elektromobilności dla mas. Nudne? Może. Ale z pewnością się sprzeda.
Inwazja ze wschodu. I zrobili to lepiej. Znów!
Wybierz nowoczesne auto, które wyróżni Twoją firmę. Sprawdź, jak prosto i szybko sfinansujesz nowe auto na Superauto.pl. Poznaj ofertę!
Jeśli Niemcy grali u siebie, to chińscy producenci wjechali do Monachium jak na imprezę, na którą nie zostali zaproszeni, ale przynieśli najlepsze jedzenie. I to w ogromnych ilościach. Taktowne to nie było, ale jakże skuteczne!
Obecność BYD była przytłaczająca. Mieli tyle modeli, że można by nimi obdzielić kilka mniejszych marek. Największe wrażenie robiło jednak nie to, co już mają, ale to, co planują. Kombi Seal 6 DM-i Touring to strzał prosto w serce europejskiego rynku. Hybryda plug-in, która na prądzie i benzynie ma przejechać 1300 km (albo i więcej)? To nokaut. Do tego ogłoszenie, że będą produkować auta w Europie, na Węgrzech, to już nie pukanie do drzwi. To wyważanie ich z futryną. Ale to tylko przedsmak.
Gdy Europejczycy wciąż mówią o mocy i przyspieszeniu, Xpeng przyjechał, by porozmawiać o prędkości ładowania. Ich zmodernizowane SUV-y G6 i G9, dzięki architekturze 800V, ładują się od 10 do 80 procent w 12 minut. To krócej, niż zajmuje zamówienie i wypicie podwójnego espresso w kawiarni za rogiem. To jest technologia, która realnie zmienia zasady gry. Kiedy potężny, niemiecki SUV wciąż będzie "tankował" prąd, właściciel Xpenga będzie już w połowie drogi do celu. No daje to do myślenia.
Wspierany przez giganta Stellantis, Leapmotor pokazał, że ma globalne ambicje. Ich SUV B10 wygląda nowocześnie, ma wielkie ekrany i wszystkie gadżety, jakich można sobie życzyć. To trochę jak smartfon na kołach – może nie ma za sobą 100 lat historii, ale robi wszystko, czego potrzebujesz i kosztuje mniej. Sojusz ze Stellantis to sprytne posunięcie – daje im natychmiastowy dostęp do sieci sprzedaży i serwisu, czyli eliminuje największą barierę wejścia na rynek.
To wszystko? A skąd! Bo kiedy wydawało się, że wszystkie oddziały tej inwazyjnej armii zostały już rozpoznane – od masowej piechoty BYD po oddziały specjalne Xpenga – zza rogu wyłaniały się kolejne, jeszcze bardziej egzotyczne jednostki. Okazało się, że ofensywa jest znacznie szersza i bardziej zuchwała, niż ktokolwiek w Monachium był gotów przyznać na głos, a dość znamienna była obecność większego stoiska BYD obok Grupy Volkswagena czy BMW… na własnej ziemi.
Ale wróćmy na pole bitwy na stoiska marki Avatr. Na pierwszy rzut oka nie do końca wiadomo, czym w ogóle jest ten Avatr. Wygląda jak coś, co uciekło z planu filmu science-fiction, a jego nazwa brzmi jak postać z gry komputerowej. I to w sumie ma sens, bo to nie jest do końca firma samochodowa. To komitet złożony z gigantów: za produkcję odpowiada Changan, baterie dostarcza CATL (największy gracz na świecie), a mózg, czyli całą elektronikę, oprogramowanie i systemy jazdy autonomicznej, zapewnia Huawei.
W Monachium pokazano model Avatr 12, czyli wielkiego, opływowego sedana, który jest tak futurystyczny, że aż komiczny. Projektanci na przykład uznali, że tylna szyba jest dla pesymistów i generalnie jest przereklamowana. Zamiast tego są kamery i ekrany, co jest logiczne, jeśli uważa się, że rzeczywistość to tylko sugestia. Z przodu, pod szybą, umieszczono zewnętrzny wyświetlacz "Halo", na którym można pokazywać komunikaty pieszym – na przykład przeprosiny za to, że zaraz ich rozjedzie autonomiczny system. Avatr to pokaz siły chińskiego sektora technologicznego; dowód na to, że dziś, by zbudować samochód, nie potrzeba stu lat tradycji, tylko trzech potężnych firm i bardzo dużo tupetu. Ale idziemy dalej!
Na przykład marka Denza to fascynujący przypadek dziecka zrodzonego z krótkiego, acz burzliwego romansu Mercedesa z BYD. Kiedyś Niemcy próbowali nauczyć Chińczyków, jak robić luksus. Dziś BYD pokazuje, że odrobił lekcje, przejął niemal całą kontrolę nad firmą i teraz przyjeżdża do Niemiec, by sprzedawać im luksusowego vana wielkości małego księstwa. Czego nie rozumiecie?
Mowa o modelu Denza D9, który jest odpowiedzią na pytanie, którego nikt w Europie nie zadał: "Czy mój van może być bardziej luksusowy niż salon w pięciogwiazdkowym hotelu?". To w zasadzie prywatny odrzutowiec na kołach. W środku znajdziemy gigantyczne, kapitańskie fotele z funkcją masażu, w których można zarządzać małym państwem, lodówki na szampana i tyle ekranów, że pasażerowie mogą oglądać trzy różne filmy jednocześnie, udając, że się lubią. To pojazd absurdalnie luksusowy i ostentacyjny, który pokazuje, że BYD potrafi zaatakować rynek z każdej strony – od tanich aut miejskich po pałace na kołach, celując w niszę, którą europejscy producenci dawno temu uznali za martwą.
Mniej znaczący czarodzieje zza kurtyny
Nie można zapomnieć o firmach takich jak Bosch czy ZF, które nie produkują całych aut, ale dostarczają im mózgi i mięśnie. Wszyscy mówili o "Software-Defined Vehicle", co w ludzkim języku oznacza, że samochód to już nie jest maszyna z komputerem, ale komputer na kołach. Genialne, bo pozwoli na aktualizacje i nowe funkcje. Przerażające, bo jak każdy komputer, pewnego dnia może bez powodu odmówić posłuszeństwa, wyświetlając tajemniczy błąd. To na tym polu – oprogramowania, procesorów i sztucznej inteligencji – rozegra się kolejna wielka bitwa.
Podsumowanie. Pobudka, Europo!
Gdy opuszczałem zalane deszczem Monachium, miałem jedną, klarowną myśl. To już nie są żarty. Niemcy pokazali imponującą wizję przyszłości w postaci "Neue Klasse" i pięknego CLA oraz GLC – to ich katedry, technologiczne i estetyczne arcydzieła, które będą budować przez lata. Problem w tym, że Chińczycy w tym czasie budują całe, doskonale funkcjonujące miasta. Nie bawią się w obietnice, tylko przywożą gotowe, dopracowane, zaawansowane technologicznie i – co najważniejsze – konkurencyjne cenowo produkty.
Targi IAA 2025 były jak zimny prysznic. Okazało się, że podczas gdy Europa dyskutowała o kształcie portów ładowania i normach emisji, za Wielkim Murem wyrosła potęga motoryzacyjna, która właśnie zaczęła dyktować warunki. Jedno jest pewne: czasy, w których europejscy producenci mogli spokojnie spać, skończyły się bezpowrotnie. Budzik dzwonił od kilku lat, ale w Monachium stał się tak głośny, że obudziłby umarłego.