Spośród iskier, pracy ciężkich maszyn przemysłowych i odgłosów giętej blachy zrodziło się monstrum. No dobrze, może nie monstrum - ale na pewno coś, co przypomina małego Gremlina. Takiego, który potrafi nieźle narozrabiać.
Świat chyba wychodzi z kryzysu gospodarczego, bo producenci wracają do realizacji bardziej odważnych pomysłów. Firmy, które stoją w lepszej kondycji, mogą pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa - i tak też Audi uczyniło. Stworzenie małego, niezbyt praktycznego samochodu, który ma jedynie dawać przyjemność z jazdy (by nie powiedzieć, że jest zabawką) nie bardzo przecież pasuje do szukających oszczędności realiów. A jednak taki projekt dostał zielone światło, można go nawet kupić.
Audi S1 to samochód jedyny w swoim rodzaju. Ciężko właściwie o konkurenta dla tej konstrukcji, niewiele też podobnych projektów pojawiło się w historii motoryzacji. Co prawda, w latach osiemdziesiątych, kiedy to rajdówki grupy B miały nawet po 450 KM, Audi wystawiało swoje Sport Quattro S1, ale to nie jego dziedzictwo przejął model najmniejszy w aktualnej gamie. Wydaje mi się, że duchem najbliżej mu do nieco wcześniej startujących Mini Cooperów S. Dlaczego? Przeczytacie poniżej.
Audi A1 to typowy, miejski maluch, który zazwyczaj wozi kierowcę i jego pasażera, kilka siatek zakupów i parkuje w każdej, nawet najmniejszej luce. Jest dość wyrazisty, można ubrać go w stylowe detale, jak choćby dach w kontrastowym kolorze, ale to nadal karzełek, którego proporcje nie budzą zbyt wielu emocji. Wszystkie bowiem zgromadziła jego sportowa odmiana – Audi S1.
Spoglądając na tył samochodu od razu wiemy, o co chodzi. Cztery rury wydechowe, wymyślny dyfuzor i dłuższa lotka na pewno nie należą do standardowego wyposażenia A1. Na linii bocznej jest równie ciekawie, a to przede wszystkim za sprawą czerwonych zacisków z logo S1 i 18-calowych felg S-design, które w tak małym samochodzie wydają się znacznie większe. Poza nimi mamy tutaj dłuższy próg boczny, czarny dach i srebrne lusterka. Nie zapominajmy też, że właśnie stoimy obok wersji Sportback, zyskująca względem podstawowego modelu dodatkową parę drzwi. Podchodząc do frontu, dostrzeżemy zmieniony, przedni zderzak, grill z chromowaną obwódką i przede wszystkim agresywne światła, które nadają zarówno A1, jak i S1 charakteru. Prezentują się zadziornie i komunikują otoczeniu: „Nie wiem, czym jeździsz, ale i tak jestem szybszy.”
Audi to producent samochodów premium, dlatego też nawet w swoim najmniejszym dziecku musiał umieścić materiały wysokiej jakości. We wnętrzu zasiadamy na bardzo wygodnych fotelach typu „S”, w dodatku wykończonych przyjemną w dotyku skórą Feinnappa. Fotele zapewniają bardzo dobre trzymanie boczne, ale zintegrowane zagłówki mogą być za niskie dla wyższych osób. Nieszczególnie podoba mi się tutaj zabudowa kokpitu, bo ciężko w niej o jakieś praktyczne schowki. Najczęściej będziemy chcieli trzymać klucze i telefon w miejscu przewidzianym na kubki, ale jeśli już kupimy dwie kawy, to co z innymi przedmiotami? Albo wylądują w kieszeni w drzwiach, albo pod podłokietnikiem, ale tam też nie ma dużo miejsca. To w końcu naprawdę mały samochód, więc nie ma co się dziwić – małe jest mniej praktyczne od większego..
O ile z przodu siedzi nam się wygodnie, tak z tyłu nie mamy wątpliwości co do wymiarów samochodu. Na kanapie znajdują się dwa miejsca, a pomiędzy nimi dwa uchwyty na kubki oraz tacka na drobne przedmioty. Przed oczami podróżujących tutaj pasażerów ciągle jednak znajduje się tylna część przednich foteli zabudowana czarną skorupą z plastiku. Za takimi rozwiązaniami akurat nie przepadam, bo tego typu plastik bardzo chętnie zbiera rysy, odciski palców i kurz, a według mnie nie wygląda też zbyt ładnie, czy chociaż efektownie. Być może znaleziono w tym miejscu sposób na oszczędność – nie trzeba było całego fotela wykańczać skórą. Przez dołączenie napędu na tylną oś, skurczył nam się nieco bagażnik. W Audi A1 moglibyśmy przewozić 270 l bagażu, ale przez wspomniany napęd, S1 pomieści już tylko 210 l.
Jeśli spróbujemy przyjrzeć się dodatkowym gadżetom, to warto przede wszystkim wspomnieć o systemie multimedialnym MMI. Tutaj obsługujemy go jedynie pokrętłem i przyciskami na desce rozdzielczej, co nie jest najwygodniejsze i może odwracać uwagę w trakcie jazdy, ale nie widzę też, jak inaczej mogło to zostać rozwiązane. Samochód możemy połączyć z Internetem poprzez włożenie karty SIM w stosowne miejsce. Dzięki temu na bieżąco będziemy informowani o korkach, wypadkach i robotach drogowych znajdujących się na naszej trasie. Faktycznie, informacje spływają do nas co chwilę i od razu widzimy na liście, kiedy czeka nas najbliższy zator na drodze. W wielu miejscach jednak nie widziałem ani robót, ani wypadku, ani chociaż korka - mimo stosownej informacji na ekranie. Być może te sytuacje wyjaśniły się, zanim do nich dojechałem, a może po prostu nie wszystkie były aktualne. Skoro już mamy Internet, to czemu by nie udostępnić go reszcie pasażerów? Oczywiście, możemy to zrobić, zamieniając Audi w mobilny hot spot Wi-Fi. Ponadto, w testowym egzemplarzu znalazł się m.in. system nagłośnienia Bose i Audi Parking System Plus, czyli czujniki parkowania z przodu i tyłu samochodu z wizualizacją odległości na ekranie MMI, bez kamery cofania.
Na prowadzenie Audi S1 składają się przede wszystkim trzy wyjątkowe cechy – moc, napęd na cztery koła i przede wszystkim rozstaw osi. Moc? „Zaledwie” 231 KM pochodzące z czterocylindrowego silnika 2.0 TFSI. Moment obrotowy to 370 Nm dostępne w zakresie 1600-3000 obr/min. To liczby, które nawet w dużym samochodzie pozwalałyby na bardzo szybkie przemieszczanie się po drogach, a w tak małym aucie te wrażenia są tylko dodatkowo spotęgowane. Spodziewałem się jednak nieco mniejszej masy własnej, ale w końcu to segment premium – gadżety muszą swoje ważyć. Ponad 1400 kg to raczej sporo jak na miejskiego malucha. Teoretycznie możemy wytłumaczyć to sporym silnikiem i napędem Quattro, ale przecież większe Audi S3 ma właściwie te same podzespoły, a waży jedynie 100 kg więcej. Nasz samochód rozpędza się do setki w około 6.2 s. Dzieje się to przy akompaniamencie silnika grającego w duecie z turbosprężarką, a ciąg ten przerywany jest zmianą przełożeń na manualnej skrzyni biegów. Bardzo przyjemnej w obsłudze, należałoby dodać, o krótkich przełożeniach i biegach wchodzących z charakterystycznym kliknięciem.
Quattro to jedno z rozwiązań, z których Audi jest chyba najbardziej dumne i ma do tego pełne prawo. Ten system rozwijany był już od przełomu lat 70. i 80. i przez kolejne lata zyskał miano jednego z najlepszych układów tego typu na świecie. Choć ciężko o jednoznaczną informację, w S1 najpewniej napęd na cztery koła realizowany jest przez sprzęgło Haldex, a nie Torsen, jak to bywa w większych modelach. W efekcie oś tylna jest w razie potrzeby dołączana, ale w gruncie rzeczy jest to samochód z napędem na przód – nastawy mają być jednak „dynamiczne”. Spodziewałem się niezbyt pewnego zachowania w poślizgu, ale niepotrzebnie. W zakrętach samochód jedzie bardzo pewnie, czuć, że tylna oś jest cały czas na miejscu i nawet w gorszych warunkach pogodowych nie zrywa przyczepności. Nie zrywa, oczywiście, jeśli tylko tego chcemy i nie wykonujemy niepotrzebnych ruchów gazem czy kierownicą.
Krótki rozstaw osi, bo wynoszący zaledwie 2469 mm, gwarantuje niesamowitą wręcz podatność na poczynania kierowcy. Wystarczy odpuścić lekko gaz w zakręcie, by tył S1 zaczął powoli usuwać się na zewnętrzną – lekka kontra, trochę gazu i jedziemy dalej, choć teraz na twarzy kierowcy maluje się uśmiech od ucha do ucha. Z Audi Drive Select ustawionym w pozycji Dynamic ślizgać możemy się nawet pod kątem 45 stopni – dopiero wtedy panowie i panie z Audi mówią, głosem nieznoszącym sprzeciwu, „Nein!”, przyhamowując odpowiednie koła i kierując moment tam, gdzie jest trakcja. W zestawie z ręczną skrzynią biegów mamy poczucie kompletnego zespolenia z maszyną, a jednak delikatnie musimy z nią walczyć. Nie chodzi o to, że samochód jest trudny w prowadzeniu, ale zachęca nas do delikatnych korekt, byśmy mogli czuć się jak mistrzowie kierownicy i podbudować swoje ego.
Hamując przy jednoczesnym omijaniu przeszkody, nawet po lżejszym ruchu kierownicą, czuć jak tył schodzi z toru jazdy. Odruchowo wykonuję kilka małych poprawek kierownicą, ale nawet nie podniósł mi się poziom adrenaliny – przez cały czas mam wrażenie, że Audi S1 bawi się ze mną w ten sposób, ale nie próbuje stawiać mnie w niebezpiecznych sytuacjach. Coś jak w grze komputerowej – co jakiś czas kontruję, pracuję gazem, pokonuję zakręt za zakrętem, a nawet przez chwilę nie mam wrażenia, że źle się to skończy. Na torze zabawa nie będzie miała końca, ale w ruchu drogowym lepiej nie dać się sprowokować temu małemu, czerwonemu chochlikowi – zbytnia pewność siebie do niczego dobrego nie prowadzi.
Na koniec należałoby spojrzeć już bez emocji na spalanie. Na pokonywanej płynnie trasie, ale wyprzedzając po redukcji i z gazem w podłodze – z przyzwyczajenia do słabszych samochodów – osiągnąłem średnią 8.5 l/100 km. W mieście wartości rosną do 12-13 l/100km, co w cyklu mieszanym przekłada się na realną wartość w granicach 11 litrów. Jak na samochód bardziej sportowy, niż praktyczny, jest całkiem znośnie.
Audi S1 potrafi w sobie rozkochać. Na zdjęciach wygląda fajnie, ale odrobinę karykaturalnie – malutki samochód, który stara się zwrócić na siebie uwagę niczym siedmioletni kulturysta z muskułami wyhodowanymi na sterydach. Na żywo słychać jeszcze dźwięk silnika turbo i basowe pomrukiwanie pochodzące z czterech rur wydechowych – tu robi się już poważniej. To, czym S1 rozkochuje najbardziej, jest jednak sposób, w jaki się prowadzi. Te ciągłe, drobne korekty, ta gotowość do zrywu, ta nadsterowność – to wszystko daje mnóstwo zabawy za każdym razem, kiedy wsiadamy do samochodu.
„Zabawa” jest jednak słowem kluczem. Ten samochód służy w zasadzie głównie do zabawy, bo do jazdy na zakupy w zupełności wystarcza A1. Jeśli chcemy więcej dynamiki, w podstawowej ofercie jest przecież i silnik o mocy 140 KM, i 185 KM, a w ten sposób oszczędzimy jakieś 20-30 tysięcy złotych. Żaden z nich nie będzie jednak wyglądał i jeździł tak jak S1. Jego cena jednak potrafi szokować. O ile 130 tys. złotych za wersję 3-drzwiową i 132 tys. za 5-drzwiową jest jeszcze do przełknięcia, tak cena wersji testowej nadal wprawia mnie w osłupienie – 181 620 zł za samochód, w którym ciężko nawet spakować się na jakieś dłuższe wakacje, nie mówiąc o jakiejkolwiek praktyczności. Mimo wszystko, ludzie są w stanie za takie samochody płacić nawet miliony, więc dlaczego S1 miałoby nie mieć klientów?
Znalezienie konkurenta dla Audi S1 to nie lada wyzwanie. Jedyną podobną konstrukcją był w ostatnim czasie Volkswagen Polo R WRC, ale produkcja była mocno limitowana i nie można już go w zasadzie dostać. Jeśli nawet w ofercie innego producenta znajdziemy samochód o podobnej mocy i rozmiarze, to Audi może odeprzeć każdy atak dwoma stwierdzeniami – „ale nie jest premium” i „ale nie ma napędu na cztery koła”.
Audi S1 jest dla mnie symbolem przemian w świecie motoryzacji. Najwidoczniej producenci zaczynają wierzyć w to, że obok limuzyn, kombi i hatchbacków, sportowe konstrukcje mają taką samą rację bytu. Najpierw Toyota, Subaru i Scion stworzyły tylnonapędowe GT86, teraz Audi swoje szalone S1 – i te samochody można kupić za mniej, niż 140 tys. złotych. Mam nadzieję, że kolejne marki dołączą do tego nurtu i również przyniosą ciekawe zabawki. Może seria roadsterów na bazie Mazdy MX-5? Odrodzenie Clio V6? 300-konny Hyundai i10? Macie inne propozycje?
Redaktor
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h w Audi S1 Sportback z silnikiem 2.0 TFSI o mocy 231 KM zmierzone DriftBoxem.