Szukaj

Czym po bułki w 2019? Jeśli chcesz jeździć Maybachem za milion, weź go w leasing do końca grudnia!

Dodano: 5 lat temu
Wyświetlenia: 2 653
Komentarze: 2

Szykują się poważne zmiany, które w przyszłym roku mogą dotknąć – i zapewne dotkną – przedsiębiorców. Kilka dni temu senat przyjął bez poprawek uchwaloną przez sejm ustawę, zmieniającą zasady opodatkowania samochodów osobowych w firmach. Parlament zrobił to pod hasłami „uproszczenie” i „ułatwienie”, a nawet „ulga”. Ale jak będzie naprawdę, jeśli prezydent podpisze ustawę w obecnym kształcie i od nowego roku wejdzie ona w życie? Do końca 2018 roku nie mamy jeszcze żadnych limitów dla leasingu i wynajmu, ale w 2019 już będą.

 

 

Niestety, ustawa w obecnym kształcie sprawi, że przedsiębiorcy, którzy zechcą wynająć lub leasingować auto po 1 stycznia 2019 roku, najprawdopodobniej stracą na nowym opodatkowaniu samochodów. I to całkiem sporo… A ile konkretnie?

 

Wszystko zależy od auta, ale wygląda na to, że nawet przy samochodzie znacznie tańszym od limitu firma będzie stratna. Jak to możliwe?

 

Dotychczasowy limit obowiązywał tylko w przypadku samochodów kupowanych za gotówkę, a leasing i najem funkcjonowały bez limitów. Planowana od nowego roku zmiana w prawie wprowadza natomiast limit 150 tys. zł, obowiązujący wszelkie formy nabycia samochodu (lub 225 tys. zł dla auta elektrycznego).

 

W przypadku aut do 150 tys. zł przedsiębiorca będzie mógł zaliczyć amortyzację, raty leasingowe czy abonament za wynajem oraz zakup ubezpieczenia AC w 100% do kosztów uzyskania przychodu, czyli tym samym obniżyć podatek dochodowy. Jednak dla droższych aut wydatków z tego tytułu nie można będzie zaliczyć w całości do kosztów uzyskania przychodów.

 

Dla leasingu i najmu ustawa przewiduje zasadę proporcjonalności, czyli dla auta za 300 tys. zł w koszty zaliczyć można tylko połowę kwoty wydanej na pierwszą wpłatę i połowę każdej kolejnej raty. A jeśli ktoś wyleasinguje auto dziesięć razy droższe, to w koszty zaliczy tylko jedną dziesiątą każdej opłaty leasingowej.

 

Jednak to nie wszystko, bo jak powiedzieliśmy – nawet w przypadku tanich aut mieszczących się w limicie należy się liczyć ze stratą. Dlaczego?

 

Bo zmiany dotyczą też wydatków związanych z eksploatacją samochodu, takich jak zakup paliwa, wymiana opon, naprawy, opłaty parkingowe czy koszty przejazdów autostradami. Jeśli auto będzie wykorzystywane jedynie w firmie, kosztem nadal będzie 100% poniesionych wydatków. Takie firmy nic nie stracą, ale konieczne będzie dopełnienie formalności. Po pierwsze – złożenie deklaracji w urzędzie skarbowym, że samochód służy wyłącznie do celów firmowych. Po drugie – prowadzenie rejestru wszystkich odbywanych tym autem podróży. To procedura znana z rozliczeń VAT i – niestety – znana też z tego, że jak jedziemy z Krakowa do Sopotu na biznesowe spotkanie, a wracając wpadniemy do sklepu po bułki, to fiskus może zaliczyć całą podróż jako prywatną, dlatego firmy machnęły na to ręką i odliczają – dla świętego spokoju – tylko 50% VAT, resztę wrzucając w koszty. Fiskusowi się spodobało i teraz chce ograniczyć koszty – a więc zbliżone reguły od przyszłego roku będą obowiązywać też wydatki eksploatacyjne. Czyli dla jazdy mieszanej – trochę firmowej, a trochę prywatnej – można uwzględnić w kosztach tylko 75% i dla świętego spokoju tak zapewne będziesz robić, i niestety… stracisz.

 

Jak to będzie wyglądać? Posłużmy się przykładami.

 

Weźmy trzy auta z różnych przedziałów cenowych, ale nie będziemy dokładnie wyliczać złotówek, bo jest bardzo wiele możliwych kombinacji pierwszej wpłaty, czasu trwania umowy czy kwoty wykupienia auta – o ile nastąpi. Przyjmijmy jedynie, że przedsiębiorca odlicza VAT.

 

Pierwsze auto – Skoda Octavia z silnikiem benzynowym 1.5 TSI, której cena wynosi 74 tys. zł netto. Drugie – Volvo XC60 ze 190-konnym silnikiem Diesla D4 za 173 tys. zł netto. I trzecie – również Volvo, tym razem XC90 z napędem hybrydowym w wersji plug-in. Do kalkulacji przyjęliśmy wersję, w przypadku której cena zakupu to 341 tys. zł netto.

 

Jakie będą koszty 3-letniego leasingu i wynajmu w sytuacji, gdy przedsiębiorca wykorzystuje wspomniane samochody w cyklu mieszanym, a jego stawka podatku dochodowego wynosi 19%?

 

W przypadku Octavii – nic się nie zmieni, auto mieści się w limicie. Jednak jeśli czasem kupujesz bułki, jadąc autem firmowym, to zapewne stracisz na tym, że do kosztów dla świętego spokoju wrzucisz tylko 75% wydatków. Biorąc pod uwagę, że koszty paliwa, ubezpieczenia, opon i innych opłat sięgną przez 3 lata leasingu połowy kosztu samego auta, na podatku stracisz – 19% z 25%, których do kosztów nie wrzucisz, czyli jakieś parę tysięcy.

 

W przypadku droższego auta, takiego jak XC60 nie zmieścisz się już w limicie 150 tys. zł, więc tracisz na kosztach eksploatacyjnych. Także raty leasingowej czy abonamentu, związanego z najmem, nie możesz w całości wrzucić w koszty uzyskania przychodu. 

 

Z kolei przy najdroższym w naszym zestawieniu XC90 okazuje się, że przekroczymy limit dwukrotnie i w tym wypadku do kosztów możemy wliczyć tylko połowę każdej faktury leasingowej czy za wynajem. Straty na rozliczeniach z fiskusem są wówczas wymierne. Carsmile.pl na swoim blogu szacuje, że może to być nawet kilkadziesiąt tysięcy zł, przy czym ta kwota może się zmienić w zależności od warunków brzegowych czy wybranej opcji: leasing czy najem.

 

Jeśli prezydent podpisze ustawę, te wyliczenia będą niestety całkiem realne.

 

Co robić, aby nie stracić nic? Wziąć w leasing lub wynająć samochód jeszcze w tym roku! Jeśli chcemy jeździć Maybachem za milion i przykładowo weźmiemy go jeszcze do końca grudnia w leasingu na 5 lat, to przez ten czas będziemy rozliczać koszty na starych zasadach. Inne wyjście to od 2019 wybierać jedynie tańsze samochody i… po bułki chodzić na piechotę. Dziękujemy Ministerstwu Finansów, które wspólnie z Ministerstwem Zdrowia dba o naszą formę, a firmie Carsmile dziękujemy za merytoryczne wsparcie!

Dyskusja
Ładowanie komentarzy...