Poczuj się jak ktoś naprawdę wyjątkowy.
Mówi się, że to nie szata zdobi człowieka. Wystarczy jednak, nawet na krótką chwilę, zasiąść za kierownicą prezentowanego Audi, by zacząć powątpiewać w prawdziwość powyższego przysłowia. Liczba zazdrosnych spojrzeń i palców wskazujących w naszą stronę staje się wtedy tak duża, że odnosimy wrażenie, jakby cały świat kręcił się wokół nas.
Niestety, to tylko wrażenie. Tak naprawdę świat kręci się wokół tego samochodu. Co prawda nie jest to ani najdroższe (dostępna jest jeszcze wersja R8 GT, nieznacznie droższa od kabrioletu), ani najmocniejsze (na przykład model RS6 ma więcej koni mechanicznych) Audi w ofercie producenta, nie można mieć jednak wątpliwości co do tego, że R8 to wizytówka marki, najbardziej rzucający się w oczy model producenta z Ingolstadt.
Tak naprawdę wcale nie trzeba jeździć R8 V10, by je pokochać. Naprawdę trudno znaleźć osobę, której nie podobałyby się agresywny przód samochodu z charakterystycznymi światłami opartymi na technologii LED, tył udekorowany sporym dyfuzorem i kratkami wentylacyjnymi czy bok z wyrzeźbionymi w nim gigantycznymi wlotami powietrza do ogromnych chłodnic umieszczonych blisko tylnej osi.
Choć kabriolet nie ma charakterystycznej szyby, przez którą w modelu coupe można podziwiać silnik, to i tak dziesięciocylindrowy motor w układzie "V" skutecznie daje o sobie znać. Już jego rozruchowi towarzyszy taki huk i bulgot, że zaskoczeni przechodnie odskakują na boki. Dodanie gazu to prawdziwa symfonia, której można słuchać długimi godzinami.
A w kabriolecie słychać ją wyjątkowo dobrze, i to nawet, gdy nad głową mamy brezentowy dach. Gdy nie pada deszcz albo temperatura nie jest niższa niż kilka stopni Celsjusza, warto poświęcić dosłownie kilka sekund na jego złożenie, aby w pełni móc rozkoszować się jazdą tym samochodem.
Wyłożone skórą i udekorowane szlachetnym aluminium wnętrze jest dosyć surowe, ale jeśli pozwolimy, aby oświetliło je słońce, całość wygląda bardzo luksusowo i sprawia przytulne wrażenie. Nic jednak nie odrywa naszej uwagi od tego, co najważniejsze - czyli od jazdy.
525 KM i 530 Nm osiągane z pojemności 5,2 l bez żadnego doładowania to w końcu nie przelewki. Dzięki stałemu napędowi na cztery koła (realizowanemu w proporcjach 70% tył i 30% przód) i zautomatyzowanej skrzyni biegów R8 V10 osiąga 100 km/h w 4,1 s i rozpędza się do około 315 km/h.
Przyspieszenia są tu naprawdę porażające, szczególnie jeśli jeździmy ze schowanym dachem. Szum wiatru potęguje wtedy odczucie prędkości, które w niskim i brutalnym aucie może być naprawdę intensywne.
Niestety, część przyjemności z jazdy, i to zarówno tej ostrej, jak i spokojniejszej, psuje skrzynia biegów. Mamy tu bowiem do czynienia nie z se skrzynią dwusprzęgłową czy nawet klasycznym automatem, ale ze skrzynią zautomatyzowaną. Konstrukcyjnie bardzo przypomina ona klasyczny "manual", ale tutaj to komputer zajmuje się obsługą drążka, a odbywa się to wyjątkowo niedelikatnie. Samochód szarpie przy zmianach biegów, nawet gdy staramy się bardzo łagodnie dodawać gazu. Szkoda, że inżynierom Audi nie udało się dopracować takiego detalu. Należące do tego samego koncernu Porsche ma znacznie lepsze skrzynie i z pewnością mogłoby pomóc swoim znajomym.
Mimo wszystko trudno nie uznać R8 V10 za auto dobre, a nawet wybitne. Lekkość, z jaką pokonuje zakręty, i niewyobrażalna siła przyspieszenia potrafią sprawić, że zapominamy o wszystkim, co nas otacza, i zaczynamy szukać kolejnego, jeszcze trudniejszego kawałka drogi. Ważne jednak, żeby był on gładki, bo zawieszenie zestrojono tu z myślą raczej o sportowej jeździe, a nie do spokojnego pływania po mieście.
Kwota 816 tys. zł, od jakiej zaczynają się ceny otwartej wersji R8 V10 (testowane auto z nawigacją, skórą i lakierem z palety Individual kosztowało około 1 mln zł), może wydawać się niewyobrażalnie duża. Na tle konkurencji okazuje się jednak całkiem rozsądna. Podobną cenę trzeba zapłacić za minimalnie słabsze, 500-konne, Porsche 911 Turbo Cabrio. Blisko spokrewnione z R8 (z niego pochodzą chociażby wykorzystane w Audi silnik i skrzynia biegów) Lamborghini Gallardo kosztuje już prawie dwa razy więcej. Cóż, aby czuć się kimś naprawdę wyjątkowym, trzeba po prostu być wyjątkowo... bogatym.