Topowe limuzyny niemieckich producentów od lat wzbudzały zainteresowanie i podziw. Niektórzy twierdzili, że są brzydkie, toporne, niektóre modele nie spotykały się z najlepszymi opiniami na temat stylistyki, ale każdy w głębi duszy marzył o wielkim krążowniku szos z absurdalnie bogatym wyposażeniem. Czy w takim samochodzie warto rozmawiać o oszczędnościach? Wydaje się, że nie, ale przecież, jeśli idą one w parze z wysoką wydajnością, to czemu nie?
Obecnie oferowane i testowane przez nas BMW Serii 7 nie jest najnowszą konstrukcją. Niektórzy już wypatrują następcy. Warto wspomnieć, że dwa lata temu mieliśmy do czynienia z delikatnym liftingiem. Zmian było niewiele, choć z drugiej strony zwolennicy cieszyli się z takiego stanu rzeczy, bo ciągle mogli oglądać klasyczne linie i elegancką sylwetkę. Podczas gdy konkurencja ze Stuttgartu odważyła się na śmiałe linie w modelu Klasy S, poczciwa „siódemka” doczekała się tylko kilku zmian i nadal prezentowała nieco konserwatywne podejście do tematu stylistyki. Bawarska limuzyna nie wyróżnia się nowinkami ani ekstrawagancją. Jest stylowo, grzecznie i bez zbędnych udziwnień. Jedyną cechą charakterystyczną jest dość krótki przedni i stosunkowo długi tylny zwis. Nie wspominam o tradycyjnych nerkach, bo to norma. Z tyłu mamy duże klosze lamp połączone chromowaną listwą, do tego chromowane końcówki układu wydechowego. Jest poprawnie i bardzo elegancko. Być może jest to również kwestia wieku, gdyż obecna generacja jest z nami od 2008, a to już dość sporo jak na dzisiejsze warunki rynkowe.
Jeśli chodzi o nasz testowany egzemplarz, to został on wyposażony w M-Pakiet, czyli kilka elementów nadających autu sportowego sznytu. Zazwyczaj sport i limuzyna nie idą w parze, ale w tym przypadku wszystko do siebie pasuje i wygląda naprawdę ciekawie – warto za to zapłacić.
I właśnie z takim przekonaniem trzeba podchodzić do tego auta. Konserwatywne nadwozie kryje w sobie kosmiczny wręcz komfort i luksus. Niektórzy stwierdzą, że spokojne nadwozie jest zaletą, gdyż nie przykuwa uwagi, zaś kierowca i pasażer i tak tego nie widzą. Jest w tym sporo prawdy. BMW Serii 7 podbija serca właśnie tym, co kryje w środku. Po pierwsze - niesamowita jakość wykończenia. Jednak w tej klasie samochodu to nie powinno być żadną niespodzianką, a jedynie obowiązkową cechą. Wszystko jest miękkie i miłe w dotyku, spasowanie to pierwsza klasa, a jakość materiałów to najwyższa półka. Nie ma również większego sensu wspominanie o przestrzeni, gdyż miejsca w środku, dla kierowcy o każdym wzroście nie zabraknie. Ba! Osoby siedzące za dwumetrowcem nie będą miały ciasno z tyłu. Co ciekawe, mimo obecności ogromnej ilości gadżetów i dodatków, obsługa wszystkiego jest bardzo prosta i wymaga jedynie krótkiego treningu. Cały samochód udało mi się rozpracować, bez instrukcji w połowie trasy Warszawa- Kraków, co nie jest takie oczywiste w przypadku innych samochodów. Stylistyka wnętrza, która jest raczej klasyczna w BMW, ma swój urok. Wsiadając do tego samochodu, od razu wiadomo, że jest to auto dla dostojnego i dojrzałego użytkownika drogi, któremu nie zależy na szybkim starcie spod świateł, a eleganckim płynięciu po drodze. Minusy?
Na siłę można kilka znaleźć, choć nie jest to raczej wina samochodu, a wersji wyposażenia. Otóż osoba siedząca z tyłu (a trzeba brać pod uwagę, że wielu właścicieli tych samochodów właśnie tam będzie spędzać podróże w tym aucie) poza wygodną i komfortową podróżą nie ma zbyt wiele do roboty. Chodzi o ilość dodatków w testowanym modelu. Dla porównania, testowany jakiś czas temu Hyundai Genesis miał w podłokietniku całe centrum dowodzenia systemami itp. Tu tego zabrakło.
Oferta silnikowa jest dość obszerna i zawiera aż 7 pozycji – 3 benzynowe, 3 wysokoprężne i jedną hybrydę. Jeśli chodzi o silniki benzynowe, do wyboru jest wersja 740i o mocy 320 KM, 750i o mocy 450 KM oraz 760i z silnikiem 6.0 V12 o mocy aż 544 KM. Oszczędni wybiorą wersję 730d o mocy 258 KM, 740d o mocy 313 KM oraz 750d z silnikiem o mocy 381 KM, o którym opowiem za chwilę. Jest również wariant ActiveHybrid 7 z układem hybrydowym generującym 354 KM. Pod maską naszego testowego egzemplarza znajdziemy silnik wysokoprężny o pojemności dokładnie 2993 cm3 i mocy 381 KM przy 4000 obr./min z momentem obrotowym 740 Nm dostępnych przy 2000 obr./min. Napęd kierowany jest na wszystkie koła w systemie xDrive za pośrednictwem 8-biegowej automatycznej skrzyni, Pozwala to rozpędzić auto od 0 do 100 km/h w czasie 4,9 sekundy i osiągnąć maksymalnie 250 km/h. Jeśli chodzi o spalanie, to producent deklaruje średnio 6,4 l/100 km, w trasie będzie to 5,9, w mieście zaś 7,3 l/100 km. Jak to się przekłada na praktykę?
Bardzo dobrze, choć producent nieco zaniża dane. Tak czy inaczej przy tej pojemności silnika, masie i mocy spalanie jest naprawdę godne podziwu. Trasa Warszawa-Kraków przy zmiennych warunkach drogowych – średnie spalanie około 7 l/100 km. Bardzo przyzwoita moc pozwala na bezpieczne i płynne przyspieszanie – nie ma mowy o żadnym szarpaniu czy zrywach. Co ciekawe, nawet wciskając pedał do podłogi i widząc wspinającą się wskazówkę obrotomierza, kierowca czuje tylko delikatny masaż pleców. Wszystko dostojnie i z klasą. I znów – minusy?
No cóż. Kultura pracy, mimo świetnego wyciszenia, pozostawia nieco do życzenia, ale w końcu to silnik Diesla. Jeśli ktoś chce cichą i aksamitną pracę, nawet kosztem kilku straconych litrów paliwa, powinien sięgnąć po jednostkę benzynową.
Zazwyczaj jazda samochodem luksusowym tej klasy przypomina pływanie na spokojnym morzu. Jazda jest delikatna, uspokajająca i naprawdę komfortowa. Oczywiście pasażerom to odpowiada, niektórym kierowcom również, ale jest grupa, która wolałaby nieco mniej odczuć rodem z pompowanej łódki. Jeśli ktoś jeździł Lexusem LS czy Mercedesem Klasy S ten wie, że tam informacje z drogi dochodzące do kierowcy są ograniczone do absolutnego minimum. Czy tak samo jest w BMW? Nie do końca. Co prawda nadal mamy do czynienia z najwyższym komfortem, ale kierowca od czasu do czasu poczuje dreszczyk emocji i uśmiechnie się pod nosem. Czemu? To proste - w tym samochodzie naprawdę czuć co się z nim dzieje podczas jego prowadzenia. To jest na pewno bardzo dobry kierunek, w którym podąża BMW i mimo klasy samochodu udało się przemycić znaną duszę bawarskiej marki. Nawet przy flagowej limuzynie inżynierowie nie pozbawili kierowcy frajdy z prowadzenia samochodu. Należy jednak pamiętać, że żywiołem BMW Serii 7 są długie trasy. W mieście auto sprawuje się trochę jak słoń w składzie porcelany – stara się jak może, ale jest z nim sporo problemów. Na szczęście trudności w lawirowaniu po mieście wynagradzają spojrzenia innych kierowców stojących w korku oraz każde odbicie tego samochodu w szklanych witrynach sklepów, czy biurowców.
Cennik BMW Serii 7 jest dość obszerny, więc nie będę mówił o wszystkich modelach, tylko wybiorę kilka najważniejszych. Za podstawowe BMW 730d z silnikiem 3.0 o mocy 258 KM zapłacimy 362 700 złotych. Jeśli wybierzemy wersję przedłużoną Long dokładnie o 147 mm, to zapłacimy już 381 000 złotych. Za model hybrydowy w wersji zwykłej trzeba zapłacić 413 000 złotych, zaś za wersję Long 423 800 złotych. Najdroższy w ofercie wariant 760Li z 6-litrowym potworem pod maską o mocy 544 KM kosztuje 693 600 złotych. Wszystkie auta wyposażone są w automatyczną 8-biegową skrzynię. Testowane BMW 750d w wersji „krótkiej” kosztuje 461 300 złotych, zaś w przedłużonej 750Ld xDrive 470 700 złotych. Jak widać jest to swego rodzaju kompromis pomiędzy tańszą, a najdroższą wersją. A co oferuje konkurencja?
Konkurentów nie brakuje i są oni bardzo groźni. Standardowo zaczniemy od Mercedesa Klasy S, który w podstawowej wersji 350 z silnikiem 3.0 BlueTEC o mocy 258 KM kosztuje 366 400 złotych. Jest także Audi A8 quattro z silnikiem 3.0 TDI Clean Diesel o mocy 258 KM w cenie 360 100 złotych. Za niespełna 20 tysięcy więcej dostaniemy Porsche Panamerę z silnikiem 3.6 o mocy 310 KM. Alternatywą może być także Lexus LS, który w najtańszej wersji kosztuje niecałe 450 tysięcy i oferuje wyposażenie Elite oraz silnik 4.6 o mocy 387 KM. Dla tych, którzy chcą się wyróżnić pozostaje Jaguar XJ za 350 600 złotych z wyposażeniem Luxury i mało imponującym 2-litrowym silnikiem o mocy 240 KM. Do takiego auta lepiej pasuje 3.0 V6 o mocy 340 KM, ale wtedy cena podskakuje do 453 400 złotych.
Z kilkoma wyjątkami wybór wersji jest olbrzymi, a wszystko po to, aby dopieścić nawet wybrednego kierowcę. Maksymalne wyposażenie z najsłabszym silnikiem? Nie ma problemu! Mocny silnik, ale podstawowa wersja? Również da się załatwić. Wystarczy tylko odpowiednia kwota na koncie.
No i właśnie – tytułowe pytanie przyświecało mi przez cały czas. Czy można chcieć czegoś więcej? Zapewne nikomu nie przeszkadzałby mocniejszy silnik, najlepiej benzynowy, może nieco więcej gadżetów z tyłu czy też inny kolor tapicerki, ale umówmy się – to już jest marudzenie. Ocenianie tego typu aut jest bardzo niewdzięcznym zadaniem, gdyż na ocenę składają się nie tylko zalety, ale i wady. A jak znaleźć wady w samochodzie za pół miliona złotych, którego głównym zadaniem jest rozpieszczać kierowcę i pasażera? To ciężkie zadanie, więc pozostawię ten temat do Waszych indywidualnych rozmyślań.